aaaaaaaaaaaJOHN_DEERE1

Znaki czasów

21 października 2004

Za niesławnej pamięci czasów kartkowych rodzina lub choćby tylko znajomi na wsi byli prawdziwym kapitałem. Gdy w sklepach królowało wydzielane po aptekarsku wołowe z kością, z krowy pamiętającej czasy Franciszka Józefa, szczęśliwi posiadacze rodzin na wsi jedli swojskie kiełbasy, kaszanki czy salcesony. Baba z cielęciną stała się postacią kultową.

Władza poklepywała rolników po ramieniu, kusiła kredytami, i co tu kryć, zapewniała całkiem godziwy zarobek, miastowi patrzyli z zawiścią, ale cielęcinę wsuwali aż miło.
A później wszystko się skończyło. Półki sklepowe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapełniły się dobrem wszelakim, w sklepach ceny szły w górę, na wsi w dół. Tylko zawiść została bez zmian. Aż jakiś rząd ogłosił, że reformować się trzeba. Po linii i na bazie zmian ogłoszono, że produkcja produkcją, a chłop turystów ma przyjmować i basta. Agroturystów. W świat ruszyły opowieści o tym, że na wieś to każdy chętnie, bo powietrze świeże, jedzenie zdrowe i stresu mniej. Mieszczuchy przyklasnęły. Niejeden gospodarz przejął się bardzo, pokoje, niemałym wysiłkiem wyszykował, w stosownych katalogach ogłosił i....nic. Wbrew propagandzie ludność miejska nie zaczęła na wieś ciągnąć tabunami. Jak już czasem przyciągnęła to nic, tylko wybrzydzała. Że łazienka marna, że meble nie nowe, że telewizora w pokoju nie ma. Albo, że o zgrozo, cuchnie. Oborą za przeproszeniem. I tak oto upadł kolejny, pracowicie pielęgnowany mit, jakoby wieś była atrakcją samą w sobie, a agroturystyka panaceum na rolnicze bolączki. Okazało się, że Polak po dziesięcioleciach względnie swobodnego przemieszczania się jedynie w granicach bratniego obozu zapragnął wrażeń i uznał, że lepszy tydzień smażenia się na plaży w Afryce niż trzy lokalnych w puszczach dajmy na to. Poza tym, że wieś jako taka to może i atrakcja, ale nie za bardzo, bo rodakowi rozrywki trzeba. Kto mógł, chciał i umiał dom zamienił w luksusowy pensjonat z telewizją satelitarną i jaccuzi, konie pod wierzch zorganizował, bryczkę, kajaki, rowery i co tam jeszcze, a sam zamienił się w jak się patrzy hotelarza. Paru innych poszło w ekologię i zaczęło karmić natchnionych, zielonych japiszonów razowcem własnego wypieku i sałatkami z okolicznych pokrzyw. I świetnie. Niestety, choć naturalną koleją rzeczy wielu innych przekonało się, że agroturystyka nie dla nich. Bo ani lasu porządnego w pobliżu, ani jeziora, tylko pola jak pola, bo pieniądze nie takie, żeby dało się za nie z gospodarstwa zrobić ranczo niczym z westernu, bo wreszcie ani letników bardzo chcą, ani lubią, ani umieją się nimi zająć. Bywa. W końcu nikt do szewca nie ma pretensji, że nie umie piec tortów, ani do kowala, że nie robi frywolitek. Ale rolnik musi. Kiedy mówi, że zarobić nie może, bo środki produkcji drogie, a ceny niskie, że państwo robi zbyt mało lub źle, by go wesprzeć słyszy o usługach, przetwórstwie czy owej agroturystyce. Niegłupie? Niegłupie. Jak pomysł na restrukturyzację górnictwa. Można by kopalnie przerobić na skanseny i oprowadzać wycieczki. Odpłatnie organizować pod ziemią szkoły przetrwania dla znudzonych życiem nowobogackich i lekcje poglądowe dla dzieci. Tam, gdzie oddychać trudno sportowcy mogliby trenować wydolność. Węgiel wydobyty w przerwach też by się jakoś zagospodarowało. W końcu czasy przyszły nowe. Każdy musi się dostosować. I chłop. I górnik też.


POWIĄZANE

Zmiana pozycji rolnictwa strategicznym atutem Europy!   Ponieważ Unia Europejska...

Jak pinformował na Sławomir Homaja z NSZZZ RI Solidarność, do tej pory w dopłaci...

Belgijski organ ds. zdrowia popiera nowe zasady edycji genów, inna jest opinia f...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę