Pracownicy Biebrzańskiego Parku Narodowego liczą i z satysfakcją zacierają ręce. Od ubiegłego roku łosi zdecydowanie przybyło. Było ich 450, teraz jest prawie 600. A to oznacza, że łosie na biebrzańskich mokradłach mają jak u Pana Boga za piecem. Pracownicy parku śledzą losy łosi, bo dolina Biebrzy to jedyna w Polsce naturalna ostoja tych zwierząt.
Po ostatniej wojnie na Czerwonym Bagnie nad Biebrzą zostało zaledwie 18 łosi. Ale już 40 lat później było ich tu ponad tysiąc. Odkąd istnieje Biebrzański Park Narodowy, leśnicy i przyrodnicy każdej zimy skrupulatnie liczą łosie. Zwierzęta najlepiej liczyć po ponowie, czyli gdy spadnie świeży śnieg. Wtedy wyraźnie widać wszystkie ślady. Wówczas na biebrzańskie szlaki wyrusza jednocześnie kilkadziesiąt osób.
Żeby starannie policzyć łosie nie wystarczy tylko zimowe śledzenie tropów. Przez cały rok pracownicy parku prowadzą dokładne obserwacje. W czasie bukowiska, czyli łosiowych godów, godzinami nasłuchują odgłosów zwierząt. Dzięki temu mogą precyzyjnie ustalić liczbę samców.
Łosie nie mają praktycznie naturalnych wrogów. Wilki nie atakują dorosłych osobników - co najwyżej młode i chore. Jeszcze kilka lat temu problemem byli kłusownicy. Ale pojawiło się więcej strażników parku i więcej patroli. W absolutnej szczęśliwości biebrzańskim łosiom przeszkadzają właściwie tylko jelenie. To konkurencja do bazy żerowej. Jest ich więcej, hałasują, płoszą łosie i zmuszają do migracji. Krótko mówiąc – rozpanoszyły się i wchodzą łosiom w drogę.