Emocje związane z pierwszą unijną konstytucją, przy której Polska pokazała pazurki i mimo gróźb oraz nacisków nie zgadza się na zmianę systemu głosowania przyjętego w Nicei, dają przedsmak tego, co czeka nas w liczącej 25 członków Unii - pisze w "Trybunie" Małgorzata Barwicka.
Publicystka zauważa, że szantaż i prawo weta nie są metodami zalecanymi,
choć – nie oszukujmy się – w Unii Europejskiej używane są powszechnie.
To prawda, iż dużo lepsze jest znajdowanie sojuszników w sprawach, w których
interes może być zbieżny. Kompromis osiąga się pod koniec obrad, gdy niczym na
wielkim bazarze targi dobiegają końca.
Tak jak dzisiaj
bronimy Traktatu z Nicei (daje nam silną pozycję w Radzie Ministrów UE dzięki
dużej liczbie głosów), jutro będziemy walczyć o jak najkorzystniejszy dla nas
podział funduszy. Prócz siły głosu, potrzeba wytrawnej dyplomacji, umiejętności
przekonywania do swoich racji i budowania sojuszy – uważa
Barwicka.
O rzeczywistej sile państw decyduje ich potencjał
gospodarczy, wkład do unijnego budżetu, zdolność budowania sojuszy wewnątrz
Unii, a także sprawność administracji i negocjatorów. Wiele zależy również od
rzeszy anonimowych urzędników i dyplomatów, którzy na co dzień uczestniczą w
rozlicznych spotkaniach, od których przebiegu zależy unijne prawo, polityka, czy
budżet – pisze publicystka "Trybuny".