Opóźnia się przyjazd do Polski rosyjskich kontrolerów, którzy mają
sprawdzić nasze zakłady mięsne. Bez tych inspekcji nie można sprzedawać
produktów na gigantycznym rosyjskim rynku. Poddanie się badaniu zadeklarowały 54
firmy. W Ministerstwie Rolnictwa nikt nie wie, dlaczego inspektorów w Polsce
jeszcze nie ma. Polska ambasada w Moskwie czeka na inspektorów, aby zgłosili
się po odbiór wiz - mówi Jacek Leonkiewicz z biura Głównego Lekarza
Weterynarii. Na razie jednak nikt się tymi dokumentami nie
zainteresował.
Ponadto – jak dodaje Leonkiewicz - z Rosjanami po prostu nie sposób się skontaktować . Ministerstwo śle faksy, ale w Moskwie twierdzą, że niczego nie dostali. Tymczasem na biurkach polskich urzędników leżą potwierdzenia tego, że takie dokumenty do Rosji dotarły. Nie pomagają też telefony. Ciągle słychać odpowiedź, że kogoś nie ma, bo np. wyszedł – skarży się Leonkiewicz.
Problem w tym, że Rosjan nie można zmusić, by przyjechali do Polski. To nie kontrole urzędowe, ale uznaniowe – wyjaśnia Leonkiewicz. Tylko od dobrej woli Rosjan zależy, kiedy i co skontrolują.
Ale to nie jedyny problem. Nie wiadomo bowiem, jak te kontrole – jeśli w ogóle do nich dojdzie - się zakończą. Polscy przedsiębiorcy, którzy już przeszli „rosyjski sprawdzian”, mówią, że kontrolerzy z Moskwy nie kierują się jasnymi kryteriami.
Niektórzy dodają, że w ogóle brak jakichkolwiek zasad. Do tej pory nie
wiemy, jakie były kryteria - mówi Michał Dominik z „Morlin”, którym Rosja
powiedziała „niet”. Ale także Cezary Domagalski z „Sokołowa”, firmy, która
kontrolę zaliczyła pozytywnie, przyznaje, że nie potrafi sprecyzować, czym
naprawdę kierowali się rosyjscy kontrolerzy. To była indywidualna kwestia
każdego z inspektorów, który zwracał uwagę na ten czy inny
szczegół.