Jeszcze przez dwa lata - do 1 stycznia 2019 r. - będzie można karmić zwierzęta paszami zawierającymi genetycznie zmodyfikowane organizmy - zakłada nowelizacja ustawy o paszach, którą uchwalił w piątek Sejm.
Za uchwalaniem ustawy głosowało 395 posłów, przeciw było 15, sześciu wstrzymało się od głosu. Teraz ustawa trafi pod obrady Senatu.
W trakcie prac na ustawą posłowie zmodyfikowali pierwotną rządową propozycję, by zakaz ten zaczął obowiązywać za cztery lata, czyli od 1 stycznia 2021 r. Zdecydowali, że moratorium na stosowanie GMO w paszach zacznie obowiązywać już za dwa lata. Poprawkę w tej sprawie złożyło PiS.
Właśnie ta kwestia wzbudziła ożywioną dyskusję wśród posłów, jeszcze przed ostatecznym przegłosowaniem ustawy.
Posłowie PO, PSL i Nowoczesnej pytali polityków PiS, co się stało, iż partia rządząca zmieniła swoje zdanie ws. GMO. Dorota Niedziela (PO) przypomniała, że PiS protestował przeciwko przepisom, które wydłużały w 2012 roku o cztery lata do 1 stycznia 2017 r. możliwość stosowania pasz genetycznie modyfikowanych. Podkreśliła, że wówczas, cały klub PiS głosował przeciwko.
"Co się stało, że poseł Jan Szyszko w 2012 r. oskarżał rząd i pisał list otwarty do premiera Donalda Tuska, że tylnymi drzwiami PO wprowadza GMO do Polski" - pytała Niedziela. Przytoczyła też wypowiedź posłanki Krystyny Pawłowicz, która oceniła, że przedłużenie stosowania pasz GMO może być "dobrym tematem do postawienia przed Trybunałem Stanu podmiotów, które wbrew zdaniom społecznym wbrew oczekiwaniom, badaniom wprowadzają GMO do Polski".
O to samo pytała też Ewa Lieder z Nowoczesnej. "Czy prawdą jest, że PiS będąc w opozycji krzyczał, że GMO należy zakazać, natomiast jak doszedł do władzy, to poczuł, że nie jest to łatwe" - mówiła. Posłanka przyznała, że wprowadzenie od dziś zakazu stosowania pasz z GMO spowodowałoby "drastyczny" spadek konkurencyjności polskiego przemysłu na rynku UE. Podkreśliła jednak, że należy zacząć zdecydowanie działać na rzecz wyparcia pasz genetycznie modyfikowanych.
Poseł Mirosław Maliszewski (PSL) oraz Norbert Kaczmarczyk (Kukiz'15) dopytywali się o stanowisko ministerstwa rolnictwa ws. skrócenia czasu, od którego zacznie obowiązywać moratorium. Maliszewski pytał, czy minister Jurgiel nie wierzy w swoje umiejętności, skoro zaproponował 4 lata. Kaczmarczyk pytał się z kolei, czy dwa lata wystarczą, by zastąpić pasze z GMO polskimi wysokobiałkowymi odpowiednikami i "czy będziemy w końcu wolni od GMO?".
Minister środowiska Jan Szyszko, który wziął udział w dyskusji, powiedział: "Nie tylko pisałem listy otwarte, twierdzę, że ostatnie 8 lat konsekwentnie PO i PSL uzależniało nas od genetycznie modyfikowanych roślin, od pasz w produkcji żywności".
W trakcie prac nad ustawą wiceminister rolnictwa Ewa Lech przyznała, że projekt budzi kontrowersje, ale jest on konieczny z powodu braku na polskim rynku odpowiednich zamienników dla pasz zawierających GMO.
Przekonywała, że przesunięcie zakazu stosowania GMO w paszach o cztery lata pozwoli utrzymać konkurencyjność polskiego sektora drobiarskiego w stosunku do podmiotów zagranicznych, ponieważ cena pasz nie wzrośnie. Obecnie Polska importuje ok. 2 mln ton śruty sojowej rocznie, cała UE - ok. 35 mln ton. Największymi producentami soi na świecie są USA, Brazylia i Argentyna.
Wiceminister zapewniała, że ten czas zostanie wykorzystany m.in. do przeprowadzenia analiz możliwości stosowania wysokobiałkowych pasz innych niż genetycznie modyfikowana śruta sojowa. Resort chce też spopularyzować wśród rolników wykorzystanie śruty rzepakowej czy zwiększenia upraw roślin strączkowych.
Propozycję ministerstwa rolnictwa popierała branża drobiarska czy producenci pasz. Zdaniem Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz wprowadzenie szybkiego zakazu stosowania pasz z GMO mogłoby spowodować zamknięcie nawet połowy zakładów produkcyjnych w Polsce. Ich zdaniem nie uniknie się wówczas wzrostu cen na rynku krajowym, według organizacji, nawet o 30-40 proc.
Projekt ustawy był za to zdecydowanie krytykowany przez organizacje pozarządowe sprzeciwiające się stosowaniu GMO. Podobnie jak w piątek opozycja, zarzucały one partii rządzącej niekonsekwencję.
Jadwiga Łopata z fundacji ICPPC (Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi) mówiła, że prominentni politycy PiS wielokrotnie deklarowali się jako przeciwnicy GMO. Przedstawiciele organizacji pozarządowych przekonywali, że "Polacy po prostu nie chcą GMO". Postulowali, by w projekcie ustawy znalazły się przepisy mówiące o stopniowym odchodzeniu od stosowania pasz z GMO począwszy od 2017 r.
(PAP)