Stowarzyszenie Przetwórców Ryb zastanawia się czy podać do sądu Światowy Fundusz na rzecz Przyrody. To efekt zeszłotygodniowego raportu tej międzynarodowej organizacji ekologicznej, w którym stwierdzono, że z niektórych rejonów Bałtyku na stoły konsumentów trafiają toksyczne ryby. Zaprzecza temu ministerstwo rolnictwa, a naukowcy z Morskiego Instytutu Rybackiego mówią o "mijaniu się z prawdą" oraz "tendencyjnych uogólnieniach".
Raport ekologów prawdopodobnie przeszedłby nie zauważony, gdyby nie firmy przetwarzające i handlujące rybami. "Uważam to za zupełnie niepotrzebną manipulację i przesadzanie. Nasze badania ryb bałtyckich od lat nie wskazują na potwierdzenie raportu ekologów" - powiedział Jerzy Safander ze Stowarzyszenia Przetwórców Ryb.
Przedsiębiorcy zaalarmowali ministerstwo rolnictwa, bo treść raportu szybko poznano za granicą, a w efekcie część kontraktów na dostawy ryb została zerwana. "Ryb trujących w bałtyckich nie mamy. Ryby, które przetwarzamy, sprzedajemy do pozostałych krajów członkowskich UE, są rybami zdrowymi" - powiedział wiceminister rolnictwa Jerzy Józef Pilarczyk.
Resort rolnictwa zażądał od ekologów sprostowania informacji zawartych w raporcie. Ale na to raczej się nie zanosi. "Ryby w Bałtyku niestety są skażone, a Morski Instytut Rybacki w swoim oświadczeniu na temat naszego raportu cytuje wyniki swoich własnych badań, które sugerują, że w co dziesiątej próbce przebadanej przez Instytut stwierdzono przekroczenie unijnych norm, jeśli chodzi o skażenie toksynami" - powiedział Przemysław Nawrocki z WWF - Polska.
Morski Instytut Rybacki w Gdyni w swoim oświadczeniu potwierdza, że podczas badań ryb bałtyckich, w co dziesiątej próbce stwierdzono przekroczenie norm zawartości dioksyn, ale wnioski wyciągnięte przez ekologów są nieuzasadnionym uogólnieniem, a cały raport jest tendencyjny. Decyzje o tym, czy Światowy Fundusz na rzecz Przyrody zostanie podany do sądu branża rybna ma podjąć jeszcze w tym tygodniu.
.png)
Zaloguj przez Facebook
