Gorzelnie z niecierpliwością czekają na uruchomienie produkcji biopaliw, a właściciele zakładów, które jeszcze nie wypadły z rynku próbują przetrwać kolejny rok.
Sytuacja w gorzelnictwie jest bardzo trudna. 10 lat temu w Polsce było około tysiąca gorzelni. Zostało niewiele ponad 200.
Na Opolszczyźnie zostało 16. Większość z nich uruchamiana jest okazyjnie, gdy nie brakuje surowca do przerobu.
Ceny spirytusu są bardzo niskie: dziesięć lat temu wynosiły 2,40, dziś a najwyżej 1,80 zł. Dlatego o ile w ubiegłej dekadzie wystarczyło produkować 250 tysięcy litrów spirytusu, aby się utrzymać na rynku, dziś potrzeba półtora miliona litrów.
Ta sytuacja jest szczególnie dotkliwa dla małych wiejskich gorzelni, które w przeciwieństwie do dużych zakładów pełnią rolę czyszczącą i jeszcze produkują pasze dla bydła.
Dziś alkohol przemysłowy jest produkowany razem z konsumpcyjnym. Gorzelnicy uważają, wprowadzenie specjalizacji spowodowałoby spadek kosztów produkcji alkoholu przemysłowego a zarazem wzrost jakości alkoholi konsumpcyjnych.
Jest to konieczne także dlatego, że brakuje surowca, czyli żyta i ziemniaków.