Jak scharakteryzowałby Pan strukturę gospodarstw i upraw w gminie Korfantów?
Adam Zioło: Gmina Korfantów jest typowo rolniczą gminą liczącą 1064 gospodarstwa. Przeważają te o areale od 1 do 10 hektarów. Przybywa gospodarstw dużych, towarowych. Mamy 4 gospodarstwa, których powierzchnia mieści się w przedziale od 50 do 100 hektarów, dwa mają areał przekraczający 200 hektarów. Ponad połowa ziemi jest w rękach rolników, których gospodarstwa maja od 1 do 10 ha. W gospodarstwach indywidualnych rolnicy uprawiają przede wszystkim pszenicę, buraki i kukurydzę na ziarno. Ostatnia uprawa jest rewelacją kilku minionych lat. Do niedawna byla uprawiana przez gospodarstwa uspołecznione, często wyśmiewana przez rolników indywidualnych. Dzisiaj ze zbytem rolnicy radzą sobie sami. Często wyzbywają się ziarna za stosunkowo niską cenę, ponieważ nie mają suszarni. Ci, których stać dosuszają swoją kukurydzę, mogą ją przetrzymać i dostać dużo lepsza cenę. Natomiast coraz mniej uprawia się ziemniaków. Praktycznie niewielu rolników prowadzi towarową produkcję kartofli, tym wczesnych. Jeśli chodzi o hodowlę zwierzęcą w gminie Korfantów obsada bydła na 100 hektarów użytków rolnych wynosi 23,1 szt. i trzody chlewnej 124 sztuki. Być może zabawnie to zabrzmi, ale mamy ponad 10 tys. sztuk trzody chlewnej, a więc każdy mieszkaniec gminy ma swoja świnię. Mamy też 150 owiec chowanych w tradycyjnym gospodarstwie, funkcjonującym od kilkudziesięciu lat.
Z zaprezentowanego zestawienia wynika, że struktura upraw na przestrzeni ostatnich lat się zmieniała.
Adam Zioło: Zmienia się struktura gospodarstw. Rośnie ich areał. Często nie można tego statystycznie udowodnić, ponieważ rolnicy zawierają umowy niepisane miedzy sobą. Praktycznie te małe gospodarstwa – do 10-ciu hektarów przestały funkcjonować Tę ziemie obrabiają rolnicy posiadający w tej chwili duży potencjał.
W Polsce obserwuje się zastępowanie starszego i średniego pokolenia rolników przez ich następców. Młodzi korzystają z kredytów preferencyjnych, mają nowe pomysły na produkcję i sposób prowadzenia gospodarstwa, Starsi chętnie korzystają z rent strukturalnych. Czy zjawisko to obserwuje Pan także na terenie swojej gminy?
Adam Zioło: Tak i to w większości przypadków. Największe gospodarstwa przejęli i prowadzą młodzi rolnicy. Są to często dwudziestoparoletni ludzie. Powiększają powierzchnię upraw, biorą kredyty dla młodych rolników, kupują maszyny rolnicze, ciągniki. Oczywiście korzystają z pomocy doradców rolnych i trzeba powiedzieć, ze robią to coraz chętniej. Mamy kilku rolników, którzy dzięki pomocy z przedakcesyjnych programów SAPARD wybudowali silosy, kupili ciągniki. Jeden z naszych gospodarzy kupił ogromny traktor firmy NewHolland za 300 tys. złotych. Z SAPARD-u otrzymał zwrot w wysokości połowy tej kwoty, a to bardzo działa na wyobraźnię innych rolników w gminie.
Nasze rolnictwo znalazło się w takim miejscu rozwoju, które wymaga formowania grup producenckich. Czy na terenie gminy proces ten przebiega równie opornie jak w innych regionach kraju?
Adam Zioło: Proces ten przebiega bardzo opieszale. Przypomina mi się tutaj scena z pobytu we Francji z naszymi rolnikami. Odwiedziliśmy grupę – spółkę czterech rolników, którzy cały swój majątek wnieśli do spółki notarialnie. Gdy zapytaliśmy o tajemnicę odniesionego sukcesu, odpowiedzieli żartem. Powiedzieli, że dają swoim żonom, tyle pieniędzy ile potrzebują, za to one nie próbują rządzić w spółce, co zapewnia jej sprawne funkcjonowanie. Natomiast jeden z naszych rolników zadał znamienne pytanie – na czyje pole najpierw wywożony jest obornik? Pytanie zadziorne w swojej naturze, pozwalające się domyślać, jak spółka działałaby w naszych warunkach. Taki poziom na razie prezentują nasi rolnicy. Wydaje mi się, że grupy producenckie będą prężniej powstawały w następnym, lepiej wyedukowanym pokoleniu. Poza tym wiązanie się grup wymuszą względy ekonomiczne. W naszej gminie powstała grupa producentów trzody chlewnej w Ścinawie. Jej członkowie jeszcze zmagają się z wszystkimi przeszkodami administracyjno-prawnymi. Chcieliby mieć u siebie skup, a jest to bardzo trudny do rozwiązania problem. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda im się ruszyć z działalnością i skorzystać z unijnych środków przeznaczonych na ich wspieranie.
Skoro jesteśmy przy unijnych dotacjach, jak wygląda gmina w parę miesięcy po akcesji Polski do Unii Europejskiej? Co się zmieniło, czy rolnicy widzą światełko w tunelu?
Adam Zioło: Rolnicy zawsze narzekali i w tej chwili też narzekają. Ale tacy są rolnicy na całym świecie. Ich podejście do dopłat było bardzo nieufne. Nie wierzyli do końca, że to szczęście może ich spotkać. W tej chwili mówią, że dopłaty, które otrzymali są zbyt małe, nie rekompensują im kosztów cen paliw czy nawozów. Zauważają także, że dopłaty, które uzyskali są o połowę niższe od tych, które dostają rolnicy "piętnastki". Jednak dopłaty są dla naszych rolnikiem ogromnym zastrzykiem finansowym. Na Opolszczyźnie ponad trzydzieści tysięcy rolników otrzyma na swoje konta 255 milionów złotych. Jedna ze spółek, posiadająca ponad tysiąc hektarów gruntów, zainkasuje 5,5 mln złotych. Średnio na gospodarstwo w województwie wypada po 8,5 tys. złotych. W tym trudnym okresie, przy niskich cenach rzepaku, spadających cenach zbóż, jest to rekompensata kosztów produkcji. Rolnicy, którzy rozpoczęli sprzedaż rzepaku w cenie 1100 zł za tonę, w dwa tygodnie później kończyli ją z ceną 600 zł. Część gospodarzy jeszcze w ogóle nie sprzedała rzepaku – czekają na lepszą okazję.
Po otworzeniu granic unijnych dla naszej żywności, okazało się, że ma ona duże wzięcie, jako że po pierwsze jest tania, a po drugie postrzegana jako ekologiczna, bo naszych rolników nie stać na intensywne nawożenie. Typowo ekologicznych produktów jest jeszcze niewiele. Czy gospodarze w Pana gminie produkują ekologiczną żywność?
Adam Zioło: Właśnie teraz – w okresie jesienno-zimowym prowadzimy cykl szkoleń na temat dobrej praktyki rolniczej, o ekologizacji rolnictwa. W tej chwili średnia dawka NPK w naszej gminie jest taka jak w latach 60-tych. Oczywiście jest to skutek presji ekonomicznej, a nie upodobań i planów rolników. Jestem rzeczoznawcą GUS, w związku z czym odwiedzam rocznie od 100 do 150 gospodarstw, pytając o poziom nawożenia, wysokość plonów. Zależność jest aż nadto przejrzysta. W porównaniu do skażonych, przenawożonych gleb na zachodzie Europy, nasza produkcja prawie w całości może być uznana za ekologiczną. Natomiast nie ma w gminie ekologicznych gospodarstw posiadających licencję Ekolandu. Może warto dodać, że jeszcze nie ma, bo są pewne przymiarki do ekologicznej uprawy warzyw. Jednak takie produkty musi docenić konsument i musi to być konsument bogaty. Produkt ekologiczny nie jest i nie będzie tani.
Czy w gminie działają przydomowe oczyszczalnie ścieków i gospodarstwa wykorzystujące alternatywne źródła energii?
Adam Zioło: Mamy cztery przydomowe oczyszczalnie ścieków: we Włodarach, w Przechodzie – tu inwestycji dokonał obywatel pochodzenia niemieckiego, w Kuźnicy i w Borku. Kaszt budowy, jeśli część robót ziemnych rolnicy wykonają we własnym zakresie, jest porównywalny z wydatkami poniesionymi na budowę szamba żelbetowego. A przez 20 lat nie ponosi się opłat za wywóz. Jest też pierwsza jaskółka jeśli chodzi o alternatywne źródła energii. Jedna z opolskich firm posadziła na terenie naszej gminy kilkadziesiąt hektarów wierzby energetycznej. Być może już w przyszłym roku będą pierwsze zbiory. Jestem zwolennikiem kotłów opalanych słomą, ale inicjatywa ta dosyć opornie przebija się w naszym środowisku.
Kończąc rozmowę, chciałabym się dowiedzieć jakiego jutra chciałby pan dla rolników w swojej gminie?
Adam Zioło: Chciałbym żeby mentalnie i ekonomicznie zaczęli funkcjonować jak prawdziwi przedsiębiorcy.
Dziękuję za rozmowę