W dniu 6.10.2025 w gmachu Ministerstwa Rolnictwa odbyła się konferencja prasowa dotycząca „trudnej sytuacji na rynkach rolnych”.
Minister i jego urzędnicy z zapałem odmieniali przez wszystkie przypadki słowo nadprodukcja. Brzmiało poważnie, medialnie, a nawet naukowo. Problem w tym, że nie padła żadna liczba, żadna definicja i żaden dowód.
Słowo „nadprodukcja” stało się wygodną wymówką. Bo jeśli w kraju, który od lat jest eksporterem żywności, ktoś zaczyna mówić o nadprodukcji, to znaczy, że albo nie rozumie gospodarki, albo próbuje ukryć własną bezczynność.
Polska od lat ma dodatni bilans handlowy w rolnictwie.
Produkujemy więcej, niż konsumujemy — i bardzo dobrze. To dowód na efektywność, wiedzę i ciężką pracę rolników. Nowe odmiany zbóż, warzyw, owoców dają lepsze plony niż 20 czy 30 lat temu – tak jak wszędzie na świecie. To nie „nadprodukcja”, to rozwój.
Ale w Warszawie ktoś postanowił, że sukces rolnika to… problem.
Zamiast pomóc sprzedać plony, resort woli wmawiać, że rolnicy produkują za dużo. Może w następnym komunikacie ministerstwo zaproponuje, żeby rolnicy siali mniej – wtedy kłopot sam się rozwiąże?
Prawdziwy dramat polskiego rolnictwa nie wynika z tego, że Polacy za dużo uprawiają, tylko z tego, że państwo pozwala na zbyt wiele importu.
Ukraińskie zboże, południowoamerykańskie mięso, egzotyczne owoce – wszystko to bez cła, bez kontroli, bez żadnych ograniczeń zalewa rynek.
Rolnicy tracą, a rząd opowiada o „nadprodukcji”.
Nie, Panie Ministrze — to nie rolnik produkuje za dużo, to Wy nie potraficie sprzedać tego, co on wytworzył.
Na konferencji padł też kolejny klasyk: „rolnicy powinni inwestować w przechowalnie”.
Świetny pomysł — tylko że nie sztuką jest przechować plony, sztuką jest je sprzedać.
Tym bardziej, że mamy najdroższy prąd w Europie. Może urzędnicy powinni najpierw zapłacić rachunek za utrzymanie chłodni, zanim będą dawać dobre rady?
Zadaniem Ministerstwa Rolnictwa nie jest organizowanie konferencji prasowych, lecz szukanie rynków zbytu, ułatwianie eksportu i ochrona krajowej produkcji.
Ale do tego potrzeba planu, odwagi i znajomości realiów. A tego w gmachu przy Wspólnej 30 od dawna brakuje.
Resort rolnictwa widzi „nadprodukcję” tam, gdzie widać jedynie nadmiar pracy rolnika i niedobór myślenia politycznego.
Bo w kraju, który eksportuje żywność, a rolnicy oddają plony za darmo, coś ewidentnie poszło nie tak.
Nie mamy nadprodukcji zbóż, mleka czy warzyw.
Mamy nadprodukcję słów, obietnic i usprawiedliwień.
I dopóki rząd będzie wolał rozmawiać sam ze sobą, zamiast z rolnikami, sytuacja na wsi będzie się tylko pogarszać.
Niech wreszcie ktoś w ministerstwie zapyta:
„Jak to możliwe, że w kraju eksportującym żywność, rolnik nie ma komu jej sprzedać?”
Póki co, odpowiedź brzmi:
Bo zamiast działać, władza woli gadać.
oprac, e-red, ppr.pl