
W miniony piątek w 52 miejscach w Polsce miały miejsce się protesty rolnicze. Były to zazwyczaj krótkie protesty ostrzegawcze mające na celu zwrócenie uwagi na trudną sytuację na wsi. W województwie Kujawsko-Pomorskim 14 listopada tego roku mieliśmy zgłoszony tylko jeden protest. Był on w Żninie.
Trzeba zwrócić uwagę na niecodzienne zachowanie służb mundurowych. Na dzień lub dwa przed datą protestów policjanci z naszego województwa przyjeżdżali do gospodarstw moich kolegów, rolników i zadawali dziwne pytania, czy zamierzają brać udział w protestach i czy teraz też będą je organizować. Odwiedzani nie byli przypadkowi rolnicy. Były to osoby, które w 2024 roku, rejestrowały na siebie protesty, których było w naszym województwie kilkadziesiąt.
Czemu miały służyć te niespodziewane wizyty i na pozór banalne pytania? Jeżeli ktoś chce zorganizować protest to musi go zgłosić do urzędu gminy najpóźniej 6 dni przed jego rozpoczęciem. Gmina następnie zawiadamia o zgłoszeniu, które do niej wpłynęło Policję. Wszystko to wynika z ustawy o zgromadzeniach i każdy policjant wie, jak wygląda procedura rejestracji protestu. Oczywistym było, że nikt z nich nie organizuje w tym dniu protestów, ponieważ takie zgłoszenie wpłynęłoby kilka dni wcześniej. Trudno nie odnieść wrażenia, że te wizyty w gospodarstwach miały na celu zniechęcenie, a nawet zastraszenie liderów rolniczych protestów z ubiegłego roku do udziału i organizacji protestów obecnie.
W moim przekonaniu, tego typu policyjne najazdy na gospodarstwa mogły mieć miejsce również w innych województwach, a zalecenia do ich przeprowadzenia mogły pochodzić nie z komendy główniej, a z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jeżeli moje przypuszczenia są słuszne to mamy do czynienia z metodami rodem z PRL
Marcin Wroński
Związek Zawodowy Rolnictwa Samoobrona
zastępca przewodniczącego województwa kujawsko - pomorskiego
oprac, e-red, ppr.pl