Albo źle wróżące naszemu członkostwu w UE klauzule ochronne po 1 maja 2004 i zamknięcie unijnej granicy przed naszym mięsem - albo droższe drób i wieprzowina w kraju. Przed taką alternatywą stanęła Polska na dziesięć miesięcy przed wejściem do UE. Rząd wybrał droższe mięso,by uniknąć klauzul.
"Gazeta" prześledziła losy jednego z najbardziej spektakularnych opóźnień w
dostosowaniu do unijnego prawa. Opóźnienia dotyczącego nas wszystkich –
konsumentów. Chodzi o wprowadzenie obowiązującego w UE od 2000 roku i
przedłużonego w 2002 zakazu stosowania mączek kostnych (a więc pasz
produkowanych z odpadów mięsnych) w hodowli trzody chlewnej i drobiu. Polska,
zakazująca na razie tylko karmienia mączką bydła, spóźniła się z wprowadzeniem
takiego zakazu o trzy lata.
Opóźnienie z
premedytacją
Jak przekonują eksperci związani z
resortem rolnictwa na poślizg mogliśmy sobie pozwolić. Opinie unijnego Stałego
Komitetu Weterynaryjnego dopuszczają pod pewnymi warunkami karmienie mączkami
trzody chlewnej i drobiu. Te grupy zwierząt nie chorują bowiem na
BSE.
Co więcej, na to, by mączki nie wyszły z produkcji w
Polsce naciskało lobby producentów pasz i sami rolnicy. Na paszach z białka
zwierzęcego hoduje się taniej i szybciej. Przemysł paszowy zagospodarowuje też
odpady, których utylizacja jest droga.
Alternatywą dla mączek
kostnych jest importowana soja. Zwolennicy stosowania mączek mówią, że za
przestawienie do góry nogami hodowlanego menu zapłacą konsumenci, gdyż pasza
sojowa jest droższa niż białka odzwierzęce. W dodatku większość sprowadzanej do
Polski soi pochodzi z upraw zmodyfikowanych genetycznie. Eksperci wciąż spierają
się co do tego, czy takie rośliny są szkodliwe dla ludzi i
zwierząt.
Takich problemów nie ma w krajach europejskiej
Piętnastki. Zgodnie z praktykowaną w UE po serii żywnościowych skandali zasadą
"dmuchania na zimne", we wszystkich krajach Unii obowiązuje całkowity zakaz
stosowania mączek. Niewykluczone, że pod presją producentów pasz i farmerów Unia
go za jakiś czas zniesie. Na razie nie zgodziliby się na to konsumenci.
Karmienie mączką bydła było bowiem jedną z przyczyn epidemii choroby wściekłych
krów w UE.
W negocjacjach z UE Polska zobowiązała się do
wprowadzenia zakazu. Dotąd Unia jakoś tolerowała nasze opóźnienia.
Nieprzekraczalny termin wprowadzenia zakazu – 1 listopada 2003 –
szybko się jednak zbliża. Brukseli chodzi bowiem o to, by między wprowadzeniem w
życie zakazu a wejściem do UE obowiązywał co najmniej półroczny okres karencji.
Gdybyśmy go nie dotrzymali, UE odwołując się do zapisanej w Traktacie Akcesyjnym
klauzuli ochronnej, w najlepszym wypadku mogłoby wstrzymać import wieprzowiny i
drobiu z Polski. W najgorszym – zamknąć granicę przed naszą
żywnością.
Droższe mięso?
Projekt
rozporządzenia wprowadzającego w życie zakaz miał wejść w życie jeszcze w lipcu.
Wiceminister rolnictwa Jerzy Pilarczyk zapewnił "Gazetę", że dokument zostanie
podpisany w ciągu najbliższych kilku dni.
Rozporządzenie wprowadzi
zakaz od 1 listopada br., choć jeszcze w zeszłym tygodniu w resorcie mówiło się,
że sektor drobiarski mógłby liczyć na przesunięcie ostatecznego terminu
wprowadzenia zakazu do stycznia 2004. To zmusiłoby jednak UE do zastosowania
klauzul, czego rząd chciał uniknąć.
Minister Pilarczyk nie ukrywa,
że jednym ze skutków wprowadzeni zakazu będzie droższe mięso. Według ekspertów
kosztowne dla producentów wycofanie mączki oznaczać może zachwianie rynkowej
równowagi i spadek konkurencyjności produkcji drobiu i trzody
chlewnej.
Według szacunków ekspertów polskie mięso drobiowe może
zdrożeć co najmniej o 10 proc. Podobnie może być z wieprzowiną. Przemysł mięsny
podnosząc ceny, będzie się starał sobie zrekompensować dodatkowe koszty związane
z utylizacją mączek zalegających magazyny, a potem odpadów, z których dziś
produkowane są pasze. Minister Pilarczyk nie potwierdza tych szacunków, ale
mówi, że "może być kłopot z ceną i konkurencyjnością" mięsa.
Nawet
jeśli zakaz zostanie wprowadzony, a stosowanie mączki zakazane, pozostanie
jeszcze egzekwowanie zakazu. Rozmówcy "Gazety" przyznają, że to największy
problem. Resort rolnictwa pracuje nad odpowiednim rozporządzeniem, które stworzy
"odpowiednie instrumenty prawne" ale same "instrumenty" nie zastąpią
prewencyjnej kontroli i wyłapywania nieuczciwości czy oszustw w stosowaniu
zakazanych pasz.
Co zrobić z
mączką?
Groźba klauzuli ochronnej nie jest jedynym
problemem związanym z stosowaniem w Polsce mączki kostnej. Po wprowadzeniu
zakazu karmienia wszystkich zwierząt trzeba będzie coś zrobić z tysiącami ton
tej niebezpiecznej paszy. Jeśli nie uda się jej gdzieś wyeksportować do dnia
wejścia do UE, trzeba będzie ją zniszczyć, a to kosztuje. Z rynku trzeba będzie
usunąć ok. 160 tys. ton mączki, z czego co najmniej 25 tys. ton to mączka
szczególnego ryzyka (czyli odpady z układu nerwowego, podejrzewane o
rozprzestrzenianie BSE).
Wszystko wskazuje na to, że mączka
zostanie spalona i użyta jako tzw. alternatywne paliwo dla elektrowni, a
częściowo przerobiona na biogaz i kompost. Zdaniem ekspertów z resortu rolnictwa
tłuszcze z takiej paszy mają wartość opałową "porównywaną z ropą". Zwolennicy
spalenia gór mączki kostnej uważają, że taka utylizacja nie będzie stanowiła
zagrożenia dla środowiska. Problem w tym, że instalacje do spalania mączki są
kosztowne, a obecne moce "przerobowe" wynoszą 10 tys. ton rocznie. Bez
kosztownych inwestycji, na utylizację mączki Polska potrzebowałaby aż 16
lat.