Na osiem lat może trafić do więzienia 33-letni mieszkaniec woj. pomorskiego, który pod koniec ub.r. sprzedawał kiełbasę zakażoną włośniem. Zachorowało wtedy 160 osób, także mieszkańców naszego województwa.
Sprawa wyszła na jaw dopiero w styczniu br., kiedy do szpitali na terenie województwa kujawsko-pomorskiego i pomorskiego zaczęły zgłaszać się osoby z wysoką gorączką i bólami mięśni. Wszystkie informowały, że zjadły "swojską" kiełbasę.
Po zbadaniu próbek mięsa okazało się, że świąteczny rarytas zakażony był włośnicą. Sytuacja była na tyle groźna, że lekarze mówili o epidemii włośnicy. Wówczas sprawą zainteresowała się prokuratura. Bardzo szybko śledczy dotarli do Osieka (w województwie pomorskim), a potem do jej mieszkańca 33-letniego Grzegorza C., z zawodu rzeźnika, który wyprodukował kiełbasę. Mężczyzna był w nie najlepszej formie - przebywał w szpitalu, właśnie po skonsumowaniu własnego wyrobu.
- Po zjedzeniu kiełbasy z niebezpiecznym pasożytem zatruły się aż 162 osoby, w tym także rodzina C. - powiedział, Janusz Struczyński, szef Prokuratury Rejonowej w Starogardzie Gdańskim. - Akt oskarżenia przeciwko C. skierowaliśmy dziś do Sądu Okręgowego w Gdańsku, który rozpozna sprawę.
Prokurator postawił 33-letniemu mężczyźnie m.in. zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób. W trakcie śledztwa rzeźnik przyznał się jedynie do tego, że sprzedał kiełbasę. Zaznaczył jednak, że działał nieumyślnie, gdyż nie wiedział, że mięso jest zakażone. Jak twierdzi, dzika znalazł na drodze. Był ranny, więc go dobił, a potem przerobił.
.png)
Zaloguj przez Facebook
