aaaaaaaaaaaJOHN_DEERE1

Nadchodzi agrokolonializm?

5 stycznia 2009
Przed laty klasyk wieścił widmo komunizmu. Dziś wydarzenia na wschodzie, w Australii i Afryce są zapowiedzią ery agrokolonializmu. Czy obejmie to także ziemie naszego kraju? W Afryce zaczęło się niewinnie, od wizyt polityków przywożących ofertę pomocy gospodarczej. Na przykład Chiny w ostatnich latach  wyrosły na  trzeciego co do wielkości dawcę pomocy żywnościowej dla państw najuboższych. Udzieliły nisko oprocentowanych pożyczek na odbudowę infrastruktury w Angoli (3 mld dol.).
Dziś chińskie firmy budują 1,2 tys. km autostrad w Algierii, inwestują w  wydobycie ropy u wybrzeży Kenii, pola naftowe Nigerii. Afryka, choć bogata w surowce, była  i nadal jest targana wojnami  ale to Chinom nie przeszkadza. W roku ubiegłym wartość handlu pomiędzy Chinami i Afryką sięgnęła 60 mld dol. I było to o 50 proc. więcej niż w 2005 r. Ale to nie wszystko: dziś w Afryce jest ponad 800 chińskich firm, które w sumie zainwestowały tam 6 mld dol.
Jaki był następny krok – oto w roku ubiegłym chińskie firmy zawarły 30 umów kupna lub dzierżawy ziemi rolnej od Kazachstanu po Australię i od Mozambiku do Filipin. Co uprawiają -  głównie kukurydzę, ryż i soję. Dostarczają przy tym własne nasiona i siłę roboczą. Chińskie statki, które przypływają z materiałem siewnym, wracają z żywnością. Państwa gospodarze często nawet nie wiedzą, ile tej żywności wypływa z kraju. Chińczycy raczej nie płacą. W zamian za ziemię najczęściej oferują swoje technologie, nie tylko rolnicze. Inwestują w miejscową infrastrukturę - budują szkoły i szpitale.
Jak podaje w ubiegłorocznym  numerze 51-52 tygodnik „Przekrój” pod koniec listopada afrykańska prasa poinformowała, że „południowokoreańska korporacja Daewoo Logistics właśnie kupiła Madagaskar”. Trochę w tej informacji było dziennikarskiej przesady, ale niewiele. Korporacja z Seulu wydzierżawiła od rządu Madagaskaru 1,3 miliona hektarów ziemi na okres 99 lat. To mniej więcej połowa pół uprawnych na tej afrykańskiej wyspie albo – jeszcze inaczej – obszar województwa świętokrzyskiego. Znana skądinąd firma Daewoo nie zamierza na Madagaskarze produkować samochodów, tylko kukurydzę. Koreańczycy liczą, że za 10 lat będą przywozić sobie z tej wyspy pięć milionów ton kukurydzy rocznie. Zamierzają też posadzić palmy, z których zaczną produkować biopaliwa do koreańskich samochodów.
Daewoo ma wynagrodzić tę „neokolonizację” Madagaskarczykom – w ciągu 25 lat zainwestuje na wyspie sześć miliardów dolarów i stworzy 70 tysięcy miejsc pracy. Co prawda większość tych posad obejmą pracownicy z RPA, ale przecież na miejscu będą płacić podatki. Taka inwestycja wygląda dość dziwacznie w kraju, w którym 70 procent ludności żyje w ubóstwie, a ONZ co roku wysyła tam żywność wartości kilkudziesięciu milionów dolarów. Ale biznes jest biznesem.
W 2007 roku podobnych transakcji na całym świecie było kilkadziesiąt. W 2008 roku już ponad 500, a FAO przewiduje, że w przyszłym roku będzie ich około 800. Schemat jest zawsze ten sam. Firma z kraju, któremu los poskąpił czarnoziemu, kupuje lub wynajmuje rolniczą ziemię w biednym państwie, gdzie miliony hektarów leżą odłogiem. Wyprodukowana na tej ziemi żywność nie trafia jednak na międzynarodowy rynek – inwestor produkuje ją wyłącznie dla swojego kraju. Po prostu przesuwa żywność między swoimi oddziałami. Dlatego też, przynajmniej formalnie, gospodarz nie może zablokować wywozu wyprodukowanej przez nią żywności.
Czym wytłumaczyć to nagłe zainteresowanie ziemią? David Hallam – ekspert Światowej Organizacji ds. Żywności ( FAO) jak podaje dalej  „Przekrój” wyjaśnia to następująco: - W czerwcu, gdy na Dalekim Wschodzie ceny ryżu podskoczyły o prawie sto procent, najwięksi jego producenci (Tajlandia i Birma) wstrzymali eksport żywności, aby zagwarantować ryż swoim obywatelom. Co w takiej sytuacji mógł zrobić Katar, który importuje 80 procent żywności (głównie ryż dla swoich gastarbeiterów z Dalekiego Wschodu)? Ostatecznie Katarczycy kupili horrendalnie drogi ryż w Europie. Ale na dłuższą metę nawet ich nie stać na taką ekstrawagancję. A ropy jeść się nie da. Dlatego bogate kraje, które nie są w stanie same się wyżywić, coraz częściej inwestują w „outsourcing produkcji żywności”, czyli w przeniesienie jej do krajów, gdzie jest ona tańsza. W ten sposób bogacze zyskują podwójnie. Po pierwsze, zapewniają sobie bezpieczne dostawy żywności bez względu na sytuację na międzynarodowych rynkach. Po drugie, gwarantują sobie dostawy taniej żywności, bo eliminacja pośredników to dzisiaj spadek ceny towaru o jakieś 20 procent. Liderem w tej dziedzinie nie jest jednak żaden z pustynnych krajów Zatoki Perskiej. Są nim wspomniane wcześniej Chiny. Trudno to sobie wyobrazić, lecz ten ogromny kraj nie potrafi się wyżywić. 40 procent rolników na świecie to Chińczycy, ale Chiny mają tylko dziewięć procent wszystkich pól uprawnych na świecie. W dodatku ich obszar w wyniku urbanizacji zmniejsza się w tempie 600 kilometrów kwadratowych rocznie (to więcej niż powierzchnia Warszawy). W dużym stopniu to właśnie chiński popyt wywindował ubiegłoroczne ceny żywności na światowych rynkach. Jednocześnie Chiny są na tyle bogate, że mogą wydać dowolną sumę na zagraniczne farmy (gdyby Pekin rozdał jutro swoje rezerwy walutowe obywatelom, to każdy dostałby po tysiąc dolarów).
W farmy inwestują także bogate kraje Zatoki Perskiej, dlatego że większość ich mieszkańców to ubodzy imigranci ze Wschodu, dla których kilkuprocentowe wahnięcia ceny ryżu to bardzo poważna spawa. Rządząca w tych krajach elita jak ognia boi się buntu tych biednych imigrantów, dlatego zrobi wszystko, aby mieć dostęp do taniej żywności. Saudyjczycy zainwestowali już w farmy w Pakistanie i w  Sudanie (gdzie rywalizują z Chińczykami).
Gdzie i kto kupuje? Korea Południowa – 2,3 mln ha (w tym 1,3 mln ha na Madagaskarze), Chiny – 2,1 mln ha (w tym 1,24 na Filipinach, 0,7 mln ha w Laosie, 50 tys. ha na Kubie i 43 tys. ha w Australii), Arabia Saudyjska – 1,6 mln ha, Zjednoczone Emiraty Arabskie – 1,28 ( w tym 378 tys. ha w Sudanie i 900 tys. ha w Pakistanie) oraz japonia – 324 tys. ha ( w tym 100 tys. ha w Brazylii, 216 tys. w USA, 21 tys. ha w Argentynie).
Na żywności chcą  zarabiać i to duże pieniądze także banki, co w dobie kryzysu finansowego brzmi jak ironia. Międzynarodowe instytucje finansowe - Goldman Sachs i Deutsche Bank  -  zainteresowały się farmami drobiu w Chinach, a bank inwestycyjny Morgan Stanley, kupił właśnie 40 tysięcy hektarów ziemi rolnej na Ukrainie.
Tego rodzaju praktyki spotykają się tu i ówdzie ze zdecydowanymi głosami sprzeciwu. Oto gdy w sierpniu ubiegłego roku okazało się, że walcząca z głodem Uganda odstąpiła Egiptowi ponad dwa procent swojej powierzchni, na ulice wyszli mieszkańcy stolicy i domagali się ustąpienia rządu. Egipskie władze z kolei wynajęły pola uprawne pod Kairem Japończykom, co również wywołało kilkutygodniowe strajki w egipskiej stolicy.
– Trudno jednak krytykować mniej lub bardziej demokratycznie wybrane rządy za to, że godzą się na taki „neokolonializm” – cytuje  dalej „Przekrój” słowa  Steve’a Wiggins’a z ODI, brytyjskiego instytutu badań nad krajami rozwijającymi się. – Szczególnie jeśli zarabiają ma wynajmie pól, które w przeciwnym razie leżałyby odłogiem. W dodatku potężne zagraniczne inwestycje w rolnictwo, do których swoją drogą od lat zachęcał Bank Światowy, zwiększają ilość żywności na świecie, a co za tym idzie – zmniejszają jej ceny. A to akurat powinno ucieszyć biedne kraje Afryki. Martwić może jednak fakt, iż zarówno Chiny  jak i kraje Zatoki Perskiej będą  w swych agrokoloniach prowadzić intensywne rolnictwo przemysłowe wspierane setkami kilogramów nawozów sztucznych. Po kilkunastu latach może się okazać, że ta nietknięta do dziś chemią ziemia będzie w niewiele lepszym stanie, niż gleba na terenach po bazach armii radzieckiej stacjonującej do 1991 r. w Polsce. Ale rządy państw przyjmujących wiedzą o tym doskonale. Jest jeszcze jeden problem -  jak zareaguje świat, gdy podczas wielkiego głodu na Madagaskarze pracownicy firmy Daewoo będą pod strażą ładować tony kukurydzy na statki, które w chwilę po załadunku wypłyną w stronę Korei? Czy Polska pośle między innymi właśnie tam okręty wojenne z oddziałami „Grom”-u na pokładzie do ochrony statków przed piratami.

POWIĄZANE

Zmiana pozycji rolnictwa strategicznym atutem Europy!   Ponieważ Unia Europejska...

Jak pinformował na Sławomir Homaja z NSZZZ RI Solidarność, do tej pory w dopłaci...

Belgijski organ ds. zdrowia popiera nowe zasady edycji genów, inna jest opinia f...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę