CTR_2024
TSW_XV_2025

Prawda o brytyjskiej wieprzowinie, która pochodzi z ferm przemysłowych w Polsce

3 lutego 2009
Nawet w ciemnościach zimowej nocy widać, że nie jest to zwykła ferma.  Jasno oświetlone przedsiębiorstwo straszy wśród zamarzniętych pól we wschodniej Polsce.  Im bliżej fermy, tym bardziej oczywiste jest to, że jej właściciele nie życzą sobie wizyt niespodziewanych gości. Jesteśmy koło Kętrzyna - niedaleko "Wilczego szańca" czyli dawnej kwatery Adolfa Hitlera  - ferma otoczona jest wysokimi płotami, wieżami strażniczymi i systemem kamer CCTV. Jest to miejsce pilnowane przez agresywne psy - robi ono wrażenie jakiegoś więzienia dla jeńców wojennych.

W rzeczywistości jest to jednak ferma hodowlana, która dostarcza mięsa do brytyjskich supermarketów. Mimo wszystkich trudności, po półgodzinnych poszukiwaniach znajduję dziurę w płocie wokół farmy. Dopiero wewnątrz widać prawdziwą skalę tego, co się tutaj dzieje. Przede mną szesnaście dużych chlewni - każda o wielkości boiska do hokeja na trawie zdaje się wibrować od
kwiczenia świń. Zaglądam przez otwarte okno i to, co widzę jest po prostu straszne. Około 40 świń stłoczonych jest w brudnych zagrodach, których wymiary wynoszą pięć na dziesięć jardów. Nie ma ściółki ze słomy, tylko metalowe ruszty, dzięki którym kał i mocz nie zalegają na podłodze.

Każdy budynek chlewni ma około tuzina takich okropnych zagród - w sumie żyją tutaj tysiące zwierząt. Odór jest bardzo mocny, a zachowanie wielu świń zastanawiające - niektóre potykają się chodząc w koło. Wiele nerwowo gry ie pręty kojców, a ślina cieknie z ich pysków.  W jednej z zagród dwie świnie walczą ze sobą. Sprawdzam, co dzieje się w kolejnych budynkach. Zaglądam
przez otwór wentylacyjny i to, co widzę jest bardzo niepokojące. Setki karmiących macior stłoczonych jest w kojcach tak wąskich, że nie mogą się nawet obrócić.  Maciora ma ograniczoną możliwość ruchu, a jednocześnie prosięta mogą ssać jej mleko. Ich matkę zredukowano do czegoś niewiele więcej niż maszyna.

Takie sceny były kulminacją mojego dochodzenia, które rozpocząłem kilka tygodni wcześniej w swoim lokalnym supermarkecie Sainsbury's gdzie postanowiłem dotrzeć do źródła powstawania popularnych produktów wieprzowych znajdujących się na półkach sklepu. To, o czym piszę, to nie będzie łatwa lektura dla osób wrażliwych, ani dla tych, którym sprawa dobrostanu zwierząt
leży na sercu. Jednak konsumenci w Wielkiej Brytanii powinni być świadomi, skąd pochodzą ich ulubione przysmaki.
Brytyjczycy są narodem miłośników wieprzowiny: uwielbiamy bekon i szynkę. Lubimy także atrakcyjne ceny. Dlatego ponad 60 procent wieprzowiny sprzedawanej w brytyjskich sklepach pochodzi z importu - głównie z Danii, Holandii i Niemiec, ale także z innych krajów Unii Europejskiej. Powód jest bardzo prosty: dziesięć lat temu nasz rząd wizjonersko zdelegalizował
najgorsze aspekty przemysłowej hodowli świń. Fermom zakazano kastracji zwierząt bez znieczulenia obcinania zębów i amputacji ogonów - wszystkie te praktyki są bardzo okrutne. Zakazane także zostały pojedyncze kojce dla macior, podobne do kojców porodowych, lecz jeszcze bardziej okrutne. Te nowe regulacje, o które walczyli obrońcy praw zwierząt, maja one jednak jedną
wadę - obowiązują tylko w Wielkiej Brytanii.

To daje supermarketom wolną rękę by kupować tańszą, wieprzowinę z innych krajów Europy, gdzie nie obowiązują najwyższe wymogi humanitarne. Co gorsza, Unia Europejska i jej instytucje zapewniają Polsce i Rumunii subwencje na tworzenie tego typu przemysłowych hodowli świń, obecnie zakazanych w Wielkiej Brytanii.  W konsekwencji według Brytyjskiej Egzekutywy Trzody
Chlewnej (British Pig Executive) około 70 procent z miliona ton wieprzowiny, którą importujemy, nie spełnia brytyjskich standardów dobrostanu zwierząt. Innymi słowy, jeśli kupujesz kiełbasę lub bekon najprawdopodobniej nieświadomie kupujesz produkty z zagranicy.

Dzięki dziwacznym przepisom dotyczącym etykietowania produktów, sprzedawcy mogą nazywać wyroby mięsne "brytyjskimi", nawet, jeśli samo mięso pochodzi z zagranicy. Jeśli produkt został przetworzony lub opakowany w Zjednoczonym Królestwie, może być oznakowany jako brytyjski. W ten sposób zagraniczna wieprzowina coraz bardziej dominuje na rynku, podczas gdy sprzedaż
wieprzowiny ze zwierząt faktycznie wyhodowanych w Wielkiej Brytanii i to z zachowaniem wysokich standardów dobrostanu zwierząt, zmalała o 40 procent. Ponad połowa spożywanego przez nas bekonu pochodzi z Danii, gdzie świnie hoduje się w intensywnych hodowlach, często składających się wielopiętrowych budynków, nazywanych "świńskimi mieszkaniami", gdzie zwierzęta zmuszone są żyć w nienaturalnych warunkach i pozbawione światła słonecznego.

Problem w tym, że nawet dla dociekliwego konsumenta identyfikacja kraju pochodzenia wieprzowiny - nie wspominając nawet o rodzaju hodowli - często jest praktycznie niemożliwe. jest jednak intrygujący wyjątek i dotyczy on najbardziej popularnego przetworzonego mięsa znajdującego się stale w sprzedaży - gotowa do spożycia wieprzowina, sprzedawana w puszkach jest
jednym z najtańszych produktów mięsnych. Ta najpopularniejsza marka - do nabycia w sieciach Sainsbury, ASDA i Tesco -
to PEK Gold, który zgodnie z zapewnieniami na etykiecie zawiera 'minimum 93 procent wieprzowiny', którą można spożywać "na gorąco lub zimno". Niedawny raport w czasopiśmie "Grocery Trader" ("Rynek Spożywczy") wykazał, że na produkty takie jak mielonka PEK jest bardzo duży popyt, gdyż konsumenci poszukują tańszego mięsa w czasie kryzysu ekonomicznego.  Puszka mielonki
PEK o wadze 200 gramów kosztuje około 1.20 funta. Rzeczywiście, jedna puszka PEK jest sprzedawany w Wielkiej Brytanii co 30 sekund. Ale skąd ona pochodzi?  Mają one napis: "Smithfield Foods Ltd. Norwich", a nazwa firmy brzmi bardzo brytyjsko.

Osoba czytająca etykietę może zatem przypuszczać, że ta puszka została wyprodukowana przez brytyjska firmę z Norwich i że zwierzęta, z których pochodzi to mięso, hodowane były zgodnie z brytyjskimi standardami dobrostanu zwierząt. Jednak przyglądając się dokładniej odnajdujemy na puszce niebieski napis "Product of Poland" (produkt polski).
Intrygujące odkrycie, jednak ślad się tutaj nie kończy.  Okazuje się, że prawdziwym kluczem prowadzącym do rzeczywistego miejsca pochodzenia mięsa jest dziwny numer na spodzie puszki. Jest to "numer weterynaryjny", przeznaczony nie dla konsumenta, ale dla urzędników unijnych, którzy chcą śledzić każda puszkę mięsa na terenie Europy. Kilka lat temu dowiedziałem się z brytyjskiej Agencji Standardów Żywnościowych powiedział mi, że ten "numer weterynaryjny" pozwali mi na odnalezienie zakładu mięsnego, gdzie mięso zostało przetworzone.  I to był początek mojej podróży do jądra ciemności przemysłowej hodowli świń.

Byłem zaskoczony, że pierwszym etapem moich poszukiwań nie było brytyjskie Norwich, ale zakłady mięsne w mieście Elk w północno-wschodniej Polsce, który według "numeru weterynaryjnego" był producentem mojej puszki mielonki wieprzowej.
Właścicielem tych zakładów mięsnych jest Smithfield, który w żadnym wypadku nie jest firmą brytyjską, ani nawet polską, jest nim amerykański konglomerat spożywczy Smithfield Foods, który jest największym producentem wieprzowiny na świecie.
Smithfield prowadzi hodowlę, a następnie ubija około 20 milionów świń rocznie, czyli  ponad dwukrotnie więcej niż wszyscy brytyjscy hodowcy  razem wzięci.

Celem firmy jest przejecie kontroli nad każdym etapem procesu hodowlano - przetwórczego - od hodowli, poprzez ubój i marketing, aż po dystrybucję produktów mięsnych. Jak to firma podsumowuje "od kwiku do rumsztyku". Smithfield sprawuje kontrolę właścicielską nad szesnastoma gigantycznymi fermami przemysłowymi w Polsce i czterema ogromnymi zakładami ubojowo -
przetwórczymi poprzez własne polskie filie, takie jak Animex, Agri Plus i Prima. Fermy Smithfielda w Polsce otrzymują około 700,000 funtów rocznie unijnych dopłat. Jednym słowem, twoje podatki finansowo wspierają praktyki rolnictwa przemysłowego Smithfielda. Polskie fermy i przetwórnie Smithfielda hodują i prowadzą ubój ponad miliona świń rocznie, także z przeznaczeniem na eksport do krajów takich jak Wielka Brytania. Smithfield kontroluje takie marki handlowe jak Morliny i PEK  -  ale także, co znamienne, produkuje paczkowane mięso pod marką WeightWatchers.

Wybierałem się zatem tam, skąd pochodzi moja puszka PEK Chopped Pork, by dowiedzieć się jak traktowane były zwierzęta, zanim trafiły do uboju. Zakład mięsny dominuje w małym, brzydkim mieście Ełk.  Podczas jednej zmiany pozbawia się tu życia 6 tys. świń. Gdy tu przybyłem, kolejka ciężarówek pełnych świń przeznaczonych na rzeź stała koło tablicy przy drodze, pokazującej sumę subsydiów Unii Europejskiej dla tego zakładu.
Poza samymi dopłatami obszarowymi Unia Europejska przyznała tej firmie dodatkowo 900 tys. funtów na modernizację jej zakładu przetwórczego mięsa. Zastanawiam się, ile miejsc pracy te subsydia pomogły zlikwidować w brytyjskim rolnictwie i jakie negatywne konsekwencje dla dobrostanu zwierząt one przyniosły?
Nie byłem zaskoczony, gdy firma odmówiła mi wejścia na swój teren powołując się na "powody zdrowotne" i "względy bezpieczeństwa". Stało się tak zapewne ze względu na skandal z 2005 roku, dotyczący innego należącego do Smithfielda zakładu mięsnego w Polsce. W zakładzie "Constar" w Starachowicach pracownicy zostali sfilmowani ukrytą kamerą p rzez jedną z polskich stacji telewizyjnych, gdy najwyraźniej "odświeżali" spleśniałe kiełbasy i oceniali, które z nich wysłać z powrotem na sprzedaż do sklepów.

Udało mi się namówić jednego z menadżerów zakładów w Ełku na rozmowę, zdobyłem od niego również listę ferm, które dostarczają zwierzęta do ich rzeźni, jedna z tych ferm, to na pewno ta, z której pochodziło mięso w mojej puszcze mielonki. Na tej liście pierwszą w kolejności była ferma leżąca niedaleko miejscowości Gołdap, blisko rosyjskiej granicy.  Jest to ogromny kompleks budynków przeznaczonych do tuczu świń. Gdyby nie niewyobrażalny smród wydawałoby się, że jest to jeszcze jeden ponury obiekt przemysłowy. Tutaj zwierzęta hoduje się w strasznych warunkach - tysiące zwierząt umieszczono tu w małych, brudnych zagrodach z betonowymi podłogami. Niektóre z nich są kulawe, inne wydają się mocno ogłupione przez tłok i trudne warunki życia.

Patrząc na te biedne zwierzęta przyszły mi do głowy sobie słowa Winstona Churchilla: "Lubię świnie. Psy patrzą na ciebie z dołu; koty z góry; a świnie traktują cię jak równego sobie." Potem odwiedziłem następne farmy, również należące do Smithfielda i widziałem podobne warunki.  Tak było też w Kętrzynie, który opisałem wcześniej, oraz na innych fermach Smithfielda,
które odwiedziłem. Być może wśród najgorszych farm jest ta, której prezes Jan Jegliński i właściciel jej 60% udziałów, zasiada również w radzie nadzorczej należącej do Smithfielda firmy Agri Plus, kontrolującej okoliczne farmy.

W przedsiębiorstwie tym, niedaleko wsi Czernin, zobaczyłem duży pojemnik wypełniony po brzegi rozkładającymi się ciałami dziesiątków prosiąt. Zwłoki innych rozkładających się prosiąt leżały rozrzucone obok pojemnika. Niektóre z nich służyły za pokarm dzikim zwierzętom i ptakom. Farma ta specjalizuje się w produkcji prosiąt, które w dalszym etapie życia przewożone są na inne fermy, gdzie nadal są tuczone i przygotowywane do uboju.
Nie wiadomo czy świnie hodowane we wsi Czernin trafiają zapuszkowane do Wielkiej Brytanii, ale sterty ich gnijących ciał dają wyobrażenie standardów dobrostanu zwierząt panujących na niektórych farmach w Polsce.

Nie chodzi tu o to, że fermy, które odwiedziłem łamią polskie lub europejskie prawo. Jednak produkują wieprzowinę w warunkach, które byłyby kwestionowane w Zjednoczonym Królestwie. Na innej farmie Smithfielda dziennikarze odkryli szokujące praktyki. W
filmie dokumentalnym, który zostanie przedstawiony 3 lutego w programie More 4, dawni pracownicy ferm Smithfielda opowiadają reżyserce Tracy Worcester jak rutynowo stosowali silne antybiotyki by utrzymać zwierzęta w zdrowiu w
warunkach przemysłowej hodowli. Mieszkańcy wsi w pobliżu ferm Smithfielda skarżą się na wielkie zanieczyszczenie powietrza i wody. Nie jest to zaskoczeniem - w 1998 roku na firmę Smithfield nałożono karę grzywny 12.6 milionów dolarów za łamanie
przepisów ochrony środowiska U.S. w 6,900 przypadkach. Gdy zwróciłem się do tej firmy z propozycją rozmowy na temat moich obserwacji, spotkałem się z odmową i odpowiedzią w formie oficjalnego listu prawników firmy. List stwierdzał, że umieralność na fermach, które odwiedziłem niedaleko  miejscowości Gołdap była niższa niż 1 procent pogłowia.

Z kolei na fermie niedaleko Kętrzyna umieralność wynosiła już 12,8 procent, czyli była o około 50 procent wyższa niż na fermach brytyjskich. Ten wyższy współczynnik śmiertelności, zdaniem adwokatów firmy związany był z
"genetycznymi różnicami odmian" zwierząt. W liście tym czytamy także: "Wszystkie fermy Smithfielda posiadają zabezpieczone pojemniki na odpady, w tym padlinę świń, która tam trafia codziennie.  System nie pozwala na to, by padlina pozostawała na ziemi dłużej niż jeden dzień."
"Kojce porodowe są stosowane, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, maksymalnie do 28 dni po urodzeniu. Same fermy jak i ich dokumentacja, są regularnie kontrolowane przez lokalnych i regionalnych inspektorów weterynaryjnych." Wszystko niby w porządku, jednak warunki te są dalekie od naturalnego środowiska świń, gdzie mogą one biegać na wolnym powietrzu i spać na ściółce (wbrew obiegowym opiniom świnie są bardzo czystymi zwierzętami o wysokiej inteligencji).

Co zatem ma zrobić konsument, dla którego sprawa dobrostanu zwierząt jest ważna?  Najlepsze, co może zrobić, to zaopatrywać się u rzeźnika, który sprzedaje mięso z lokalnie hodowanych świń. - Im dalej od Dover tym gorsze warunki hodowli zwierząt - mówi Richard Guy, tradycyjny hodowca świń z Devizes w Wiltshire. Jego świnie chowane są w tradycyjnych chlewach z dużą
ilością słomianej ściółki. Sprzedaje wieprzowinę i bekon poprzez firmę Real Meat Company, której działanie może kontrolować, dzięki czemu utrzymuje najwyższe standardy dobrostanu zwierząt.
- Kocham wieprzowinę i bekon - mówi. - Jestem bezwstydnym mięsożerca, ale gdy będąc zagranicą nie mam pewności czy zwierzę, z którego pochodzi mięso hodowane było w humanitarnych warunkach, wówczas staje się wegetarianinem -. Inna opcja to kupowanie produktów rolnictwa ekologicznego, które zapewniają najwyższe standardy dobrostanu zwierząt, ale ich cena jest prawie dwukrotnie wyższa od produktów konwencjonalnych.

Sklepy takie, jak Waitrose i Marks & Spencer, które sprzedają mięso pod marką własną również są bardzo dobre, jeśli chodzi o przestrzeganie standardów dobrostanu zwierząt.
Dalej jednak sprawy nieco się gmatwają. Wiele supermarketów chce żeby ich klienci wierzyli w obraz wolno biegających, chowanych na powietrzu, żyjących w idyllicznych warunkach świń. Te systemy hodowli nie są jednak prawnie
zdefiniowane i Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt (RSPCA) prowadzi kampanię by je określić.

Jeśli chodzi o moją puszkę mielonki PEK i jej prawdziwego pochodzenia to ostatnie słowo powinno tu należeć do Marka Krydy - dyrektora polskiego oddziału Instytutu Ochrony Zwierząt: - Mój kraj jest wykorzystywany do tego, by omijać brytyjskie wysokie standardy dobrostanu zwierząt. Unia Europejska i duże zagraniczne firmy próbują zrobić z Polski bazę produkcyjna dla
taniego mięsa. Nie jest to dobre ani dla Wielkiej Brytanii, ani dla zwierząt, ani dla środowiska. -

POWIĄZANE

Już ponad 38% dorosłych Polaków słyszało o tym, że ktoś został oszukany podczas ...

W dn. 25.11 br. odbyło się posiedzenie grupy roboczej „Wołowina i cielęcina” Cop...

W Busan w Korei Południowej zakończyła się 5. runda negocjacji w sprawie globaln...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)Pracuj.pl
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę