„Politycy się kłócą, karawana jedzie dalej. Tak można by opisać przekonanie, które towarzyszyło wielu Polakom przez ostatnie dwie dekady politycznej polaryzacji. Wiele wskazuje jednak na to, że karawana zwana polską gospodarką, jadąc obranym przed laty szlakiem, nie będzie mogła dłużej utrzymać trajektorii wzrostowej. Bardziej niż kiedykolwiek potrzeba nam politycznych liderów, którzy byliby w stanie wyłączyć autopilota i chwycić stery naszego kraju w swoje ręce” – pisze w swoim przepełnionym obawami tekście prezes Klubu Jagiellońskiego Paweł Musiałek. Polaryzacja coraz mocniej sypie piach w tryby polskiego rozwoju i nic nie wskazuje na to, że logika plemiennej, politycznej walki miałaby się skończyć.
Młyny historii mielą powoli
Wiele osób, podsumowując ubiegły rok, przypomina o jednostkowych wydarzeniach. Nie powinno to dziwić. Zawsze to właśnie pojedyncze newsy przykuwają uwagę, wywołują emocje i dyskusje. Najczęściej jednak nie mają one dużego znaczenia ani nie przynoszą poważnych konsekwencji.
Tak szybko, jak rośnie medialne zainteresowanie jakimś kontrowersyjnym wydarzeniem, tak szybko później wrzawa gaśnie i niewiele z niej długofalowo wynika. Tym, co naprawdę się liczy, są dłuższe procesy, a więc rozciągnięte w czasie zmiany.
Z reguły ich dojrzewaniu nie towarzyszą spektakularne, widoczne gołym okiem symptomy, dlatego szersze trendy umykają uwadze mediów oraz opinii publicznej. Tym większe jest więc zaskoczenie, gdy powaga ich konsekwencji ukazuje się w całej rozciągłości w momencie domknięcia się konkretnego cyklu zmian.
Procesy są jak gotowanie żaby – stan na wejściu i wyjściu ogromnie się różni, ale sam proces jest powolny, nudny i nie ma jednego spektakularnego momentu, który mógłby wzbudzić zainteresowanie, więc wszyscy przechodzą obok. Taki właśnie powolny proces zarysowywał mi się przed oczami, gdy obserwowałem różne wydarzenia polityczne ubiegłego roku. Niestety kierunek owych zmian nie wywołał we mnie optymizmu.
Proces, o którym mówię, nie jest bynajmniej nieznany, wręcz przeciwnie – każdy o nim wie i rozmawia od lat. Ale właśnie fakt, że problem jest teoretycznie rozpoznany, skutkuje brakiem czujności wobec jego ewolucji do kolejnej fazy.
Tymczasem z perspektywy wszystkich analityków decydujące jest często nie tyle zauważenie czegoś zupełnie nowego, ale dostrzeżenie zmian zachodzących w tych aspektach, które teoretycznie nie mają nas czym zaskoczyć.
Nowy etap politycznej wojny
Co jest więc tym niby dobrze rozpoznanym, a przechodzącym w nową fazę procesem? Otóż jest nim nieustanne nakręcanie się spirali politycznego konfliktu. W tym roku minie 20 lat politycznej polaryzacji między PO i PiS-em. Sęk w tym, że niepostrzeżenie wkroczyła ona w stadium, w którym zaczyna poważnie zagrażać rozwojowi Polski.
Choć polaryzacja w polskiej polityce towarzyszyła nam nieustannie przez ostatnie dwie dekady, to każdy wnikliwy obserwator widział, że sporo było w niej wyreżyserowanego teatru. Owszem, politycy w studiu telewizyjnym krzyczeli na siebie, ale gdy tylko kamery były wyłączane, powracały do ich rozmów tematy, które trzeba było wspólnie uzgodnić i załatwić. Z tego powodu obok rozwijającej się polaryzacji pod radarem mediów i opinii publicznej przez lata istniało pewne państwowe minimum, które było dorozumiane.
Polska mimo politycznego sporu dalej się rozwijała. Rok 2024 przyniósł w tym procesie istotną zmianę – zerwanie z cichym porozumieniem, że nie wsadzamy polityków drugiej strony do więzienia, czy zasadę, że nie zabieramy drugiej stronie pieniędzy. To tylko najgłośniejsze przykłady, ale niejedyne, które składają się na większy obrazek.
Dla jasności – ten tekst nie jest litanią pretensji jedynie do obecnej władzy, bo przecież poprzedni rządzący, znajdujący się obecnie w opozycji, również mają wiele grzechów na sumieniu, ponieważ w istotnych punktach jako pierwsi naruszyli zasady gry. Możemy być zresztą pewni, że powrót prawicy do władzy będzie oznaczał jedynie odwrócenie biegu wahadła, a nie systemową zmianę zasad politycznej rywalizacji.
Intensywność sporu wskoczyła na taki poziom, na którym jakiekolwiek propaństwowe porozumienia stają się radykalnie trudne. Spór o CPK czy Izerę jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, pod lustrem wody kryje się bowiem wiele mniejszych, mniej spektakularnych projektów, których celem jest pchanie Polski do przodu. Projekty te są jednak stopniowo zrywane, bo zaczął je „obcy”, a nie „swój”.
Przez lata można było mieć wrażenie, że ten polityczny konflikt jest jakoś kontrolowany przez głównych graczy, ma on swoje reguły i granice, których jego uczestnicy nie przekroczą. Wydarzenia ubiegłego roku powinny nam jednak uświadomić, że epoka mordobicia za garażami się skończyła.
Zamiast gołych pięści pojawiły się noże, którymi mogą dostać postronni obserwatorzy, a przede wszystkim Polska. Naturalnie pierwszymi ofiarami zaostrzenia konfliktu są państwowi reformatorzy, bo nie specjalizują się w sztukach walki, a gdy tylko próbują dostosować się do coraz bardziej brutalnego środowiska, ich reformatorski zapał najczęściej gaśnie.
Rozwojowy dryf zamiast rozwojowego skoku
Żeby zrozumieć konsekwencje tego procesu, trzeba uświadomić sobie, w jakiej fazie rozwojowej znajduje się dziś Polska. Nasz kraj doświadczał dynamicznego wzrostu od początku transformacji, a PKB i wszystkie inne wskaźniki rosły także w warunkach polaryzacji w ciągu ostatnich dwóch dekad.
Wiele osób może więc żyć w przekonaniu, że realna jest kontynuacja dalszego rozwoju równolegle do politycznego konfliktu. Przecież skoro przez lata taki model działał, to dlaczego teraz miałby przestać? Moim zdaniem istnieją jednak przesłanki sugerujące, że dotychczas poprawnie funkcjonujący mechanizm może się zaciąć.
Polska przez lata rozwijała się, wykorzystując źródła wzrostu, które obecnie się wyczerpują. Na rynek pracy wchodzi mniej osób niż z niego wychodzi. Co więcej, osoby, które na niego wchodzą, należą do pokolenia chcącego pracować jak na Zachodzie, zaś na emeryturę udają się członkowie tej generacji, która pracowała ciężej właśnie po to, żeby ten Zachód dogonić.
Cenowo stajemy się coraz mniej konkurencyjni, ale nie idzie za tym szybki wzrost innowacyjności firm. Kończy się odcinanie kuponów od egalitarnej szkoły, gdzie lepsi uczniowie w publicznych szkołach motywowali tych słabszych. Dziś ci lepsi są już w szkołach prywatnych.
Mówiąc krótko, zerwaliśmy nisko wiszące owoce. Ten silnik swoje zrobił i nadaje się już do wymiany. Teraz, aby się rozwijać, musimy dalej ciężko pracować i niejako rozpocząć drugie okrążenie polskiej transformacji.
Pisze o tym bardzo przekonująco m.in. prof. Marcin Piątkowski w swojej bestsellerowej książce pt. Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu. Wyjaśnia on, że Polska szybko nadrobiła spory dystans rozwojowy dzielący ją od europejskiej czołówki, ale żeby kontynuować ten proces, musimy szarpnąć cuglami i zdobyć się na dodatkowy wysiłek rozwojowy, ponieważ tryb autopilota nie wystarczy.
Na świecie, także w Europie, istnieją państwa, które dowodzą, że proces nadrabiania zaległości po imponującym wzroście nie jest łatwy w utrzymaniu i może być skutecznie wyhamowany. Przykład Hiszpanii powinien być dla Polski ważną lekcją, że status „goniącego” nie jest dany raz na zawsze i bez strukturalnych reform dystans do czołówki nie tylko nie będzie się zmniejszał, ale może ponownie się oddalić.
Piątkowski w swojej książce pozostawia sprawę dalszego wzrostu otwartą. Przedstawia konkretne propozycje dla strategii rozwojowej Polski (słynne 5I – instytucje, innowacje, inwestycje, imigracja, inkluzyjność). Co ważne, wszystkie rekomendacje Piątkowskiego, ale i innych ekspertów wskazują, iż dalszy rozwój wymaga mądrej, aktywnej (co nie znaczy wszechobecnej) obecności państwa. Firmy nie naprawią bowiem uczelni, ochrony zdrowia, sądów, jak również nie wyślą ambasadora do Stanów Zjednoczonych.
W tym kontekście 2024 r. przyniósł niestety obserwację, że zmierzamy w stronę zupełnie przeciwną. Polskie państwo i jego instytucje stanowią dziś narzędzie w politycznej wojnie, a nie są zasobem służącym realizacji ambitnej wizji Polski. Oczywiście nigdy nie jest za późno na to, żeby zmienić zwrotnicę, jednak obecnie scenariuszem bazowym, a więc najbardziej prawdopodobnym, jest ten, w którym Polska wpada w rozwojowy marazm.
Żaba à la polonaise już się gotuje
Stan ten nie będzie równał się z jakimś spektakularnym kryzysem. Tąpnięciem, po którym nagle zubożejemy. Jesteśmy jednak na ścieżce, którą nie dojdziemy do poziomu przeciętnego dochodu obywateli państw Europy Zachodniej. Z roku na rok nasz rozwój będzie coraz słabszy, a kolejne pokolenie Polaków nie będzie żyło lepiej niż obecne.
Tym samym złamana zostanie ważna niepisana obietnica społeczna, która była realizowana od początku polskiej transformacji. Głosiła, że każde kolejne pokolenie będzie mieć lepiej niż poprzednie. Być może będzie nas nawet czekać czas rozwojowego impasu, który obserwujemy w państwach śródziemnomorskich. Tamtejsze gospodarki od lat ledwie się rozwijają i popularna jest teza o straconym pokoleniu.
Powyższy scenariusz nie jest oczywiście „świeżą” groźbą. W debacie publicznej od lat dyskutuje się o zagrożeniach, jakie niesie polaryzacja, a raportów o rozwojowym dryfie powstało co najmniej kilka.
„Nowy” aspekt, na który chciałem zwrócić uwagę w tej refleksji, to fakt, że wspomniane groźby zaczynają się materializować. Z obszaru „przyszłe ryzyka” przechodzą one do kategorii „scenariusz bazowy”. Myślę, że 2024 r. będziemy mogli wspominać jako ważną cezurę w tym procesie, bo nagromadzenie poszczególnych wydarzeń sygnalizujących nowy etap politycznego konfliktu było wyjątkowo duże.
Ci bardziej optymistyczni zakładają, że ubiegły rok był pojedynczym annus horribilis, ale po burzy wyjdzie słońce, bo wybory prezydenckie wygra (w zależności od preferencji) Trzaskowski lub Nawrocki. Nie należy jednak ignorować osób wykazujących się jeszcze większym niż ja pesymizmem, a więc tych, którzy uważają, że miniony rok będziemy wspominać jako wstęp do jeszcze poważniejszych problemów.
***
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
oprac, e-red, ppr.pl