Rekordziści skupili tysiące hektarów ziemi rolnej. Jedni liczą na unijne dopłaty, inni na gwałtowny wzrost cen.
Wójt podkrośnieńskiego Maszewa Jan Hołyński nie kryje radości. Od lat nie pracowało tyle traktorów na polach. Wiosenne porządki robione są nawet na gruntach, które od dwudziestu lub więcej lat nie widziały pługa. Nowi właściciele zamieniają je w zielone ugory. - Na przykład pole między Maszewem a Rybakami albo ten kawałek przy Skarbonie - pokazuje wójt na mapie kolejne "ożywione” areały.
Liczą hektary
Czesław Karczmar, właściciel agencji obrotu
nieruchomości w Zielonej Górze na grunty rolnicze postawił kilkanaście lat temu.
Dziś wraz ze wspólnikami ma ich ponad 3 tys. ha. Nie ukrywa, że zgromadził je z
myślą o unijnych dopłatach. W najbliższym roku - jak zaznacza - zdoła
zagospodarować jakieś 20 proc. gruntów. Z czasem euro z dopłat powinny przynosić
jego wszystkie łąki. Jak przyznaje kupował grunty, na które inni nie chcieli
nawet patrzeć, dziś okazuje się, że one właśnie mają szansę na większe dopłaty.
- Gdy kupowałem ziemię kilkanaście lat temu, nawet po 200 zł za hektar, wokół wszyscy śmiali się w kułak - mówi Cz. Karczmar. - Dziś żałują, że nie pomyśleli o tym wcześniej. Nagle ludzie wokół zajęli się liczeniem, ile też dopłat dostanę wraz ze wspólnikami.
Jak zaznacza Hieronim Aleksandrowicz, dyrektor oddziału terenowego Agencji Nieruchomości Rolnych w Gorzowie Wlkp. Cz. Karczmar wcale nie jest rekordzistą. Nowi właściciele lubuskich gruntów, zazwyczaj podmioty gospodarcze i to także spoza województwa, kupili i wydzierżawili tysiące hektarów. Zasobni rolnicy indywidualni zdołali skompletować sobie pola do 2 tys. ha.
Czekają na dopłaty
- Zagospodarowalibyśmy więcej niż
owe 20 proc. gruntów, ale boimy się klasycznych kredytów - dodaje Cz.
Karczmar. - Natomiast banki nie chcą traktować gwarancji dopłat jak, na
przykład, renty. Ile dostanę dopłat? Około 500 zł za hektar.
Lubuskie hektary nie schodzą wcale jak przysłowiowa woda. ANR sprzedaje ziemię od dwunastu lat i do zagospodarowania miała 354,7 tys. ha. Udało się znaleźć właścicieli blisko 88 tys. ha. W marcu sprzedano 517 ha. Jak przyznają specjaliści od obrotu gruntami ożywienie trwające od początku tego roku niekoniecznie świadczy o tym, że Polacy chcą zdążyć z zakupem ziemi przed wejściem do Unii. Po prostu w ubiegłym roku sprzedaż była wstrzymana ze względu na rozliczenia tzw. mienia zabużańskiego.
- Tradycyjnie już największe jest zainteresowanie gruntami wokół dużych
aglomeracji i ziemiami wyższych klas - dodaje H. Aleksandrowicz. - Ale
i tak w Lubuskiem jest najtańsza ziemia w Polsce. Mimo to mniej więcej połowa
przetargów zostaje nierozstrzygnięta za sprawą braku chętnych.
Na niedawnym
przetargu w Międzyrzeczu 1,3 ha ziemi, o przeznaczeniu innym niż cele rolne, ANR
sprzedała za 59 tys. zł.
Jak barszcz
W regionie średnie ceny gruntów dobrej klasy
za hektar wynoszą do 4,1 tys. zł, średniej 3,1 tys., przeciętna cena hektara
słabej ziemi sięgnęła 2 tys. zł. Dla porównania średnia cena krajowa dobrej
ziemi to blisko 8 tys. zł, a słabej - 3,5 tys. Najwyższe ceny osiągają grunty
podmiejskie, które mają tzw. wycenę alternatywną - dla innego niż rolnicze
wykorzystania.
Dlaczego lubuska ziemia ma tak niską wartość? Przede wszystkim za sprawą klimatu. Jak twierdzą statystycy mamy najgorsze w Polsce warunki gospodarowania - jak nie susza to powódź. Po drugie, niewiele jest gruntów wysokiej jakości. Lubuskie to region piasków. Z tego też powodu w umiarkowany sposób interesują się lubuskimi hektarami cudzoziemcy. Dodatkowo odstrasza ich siedmioletni okres karencji na zakup ziemi w Polsce.