Udział zużycia sadzeniaków kwalifikowanych w Polsce stanowi jedynie 3-5 proc. krajowych nasadzeń, co w porównaniu do innych krajów rozwiniętych rolniczo wygląda bardzo skromnie - informuje farmer.pl.
Przyczyny takiego stanu są tłumaczone na różne sposoby, od wysokich cen materiału sadzeniakowego, po niewydolność ekonomiczną rolnika, a nawet słabą promocję nowych odmian hodowli rodzimej.
W maju tego roku przyjęto do oceny polowej 5 321 ha ziemniaków kwalifikowanych. Jest to w sumie 2 163 plantacji. Jednak blisko 10 proc. z nich zostało zdyskwalifikowanych m.in. z przyczyn podtopienia podczas powodzi. W rezultacie sadzeniaki uprawiane są na ok. 4 770 ha. Produkcja sadzeniaków w Polsce w tym roku wynosi 71-75 tys. t. Nie mamy w kraju dużej liczby tego typu plantacji. Najwięcej jest ich w zachodniej Europie w takich krajach jak: Niemcy, Holandia, Francja. W tych państwach jest wysoki wskaźnik udziału plantacji nasiennych w porównaniu do całego areału produkcji ziemniaków.
Najwyższy odnotowywany jest w Holandii, gdzie uprawa nasienna stanowi ponad 22 proc. Na kolejnym miejscu jest Dania ze wskaźnikiem 11,6 proc. i Francja - 10 proc. Polska na tym tle nie wypada już tak korzystnie. Dlatego, że po pierwsze tak jak i w przypadku na przykład zbóż, tak i w ziemniakach materiał sadzeniakowy wymieniany jest przez niewielka grupę rolników. Mimo że uprawa tej rośliny zajmuję się coraz mniejsza liczba gospodarzy, ukierunkowanych przeważnie na tą uprawę, to jednak wymienialność materiału nasiennego jest nadal bardzo mała. Rolnicy kierują się przede wszystkim względami ekonomicznymi i trudno im się dziwić, bo przecież nie najważniejsze jest wyprodukować, ale sprzedać swój towar.
Niezadowalająca dochodowość i niestabilny rynek zbytu jest zatem podstawą do problemów na tym rynku. Rozwiązaniem w tej sytuacji mogłoby być zwiększenie produkcji nasiennej, a także częstotliwości wymiany sadzeniaków. W tym roku cena ziemniaków jest wysoka, ale ile jest takich lat, gdzie opłacalność produkcji rzeczywiście jest korzystna.