aaaaaaaaaaaJOHN_DEERE1

Czekanie na lepsze ceny

16 sierpnia 2004

W tym roku Pan Bóg szczególnie pobłogosławił - mówią rolnicy - bo gdyby nie obfite plony zbóż, to byłoby dużo gorzej. Żniwa przebiegają łagodnie - tylko jeszcze gdzieniegdzie zboże stoi na pniu. Na polach uwijają się maszyny, po drogach co rusz spotyka się traktory z przyczepami wyładowanymi zbożem, jadące cierpliwie ku elewatorom. Jednak na przekór tego niepokój i rozczarowanie nie opuszczają polskich gospodarzy.

Z propagandy przedakcesyjnej wynikało zupełnie co innego niż zaoferowano naszemu rolnictwu. Już po 100 dniach funkcjonowania Polski w strukturach Unii Europejskiej przekonali się o tym nawet ci, co tak gardłowali za Unią. - Dzisiaj już wiedzą, że to przecież nie tak miało być i niejeden z euroentuzjastów zrozumiał to dopiero, gdy od UE solidnie oberwał po kieszeni - powiedział Marian Włosik, sołtys z Gorzupi.

Na frontowej ścianie domu Mariana Włosika widnieje nietypowa tabliczka z napisem "sołtys", bo z dumnym orłem w koronie nad białymi literami. Nie jakaś standardowa tabliczka "sołtys", jakich wiele spotyka się na wsiach, ale właśnie z orłem, bo sołtys to urząd państwowy. A państwem jest jeszcze Polska, jakby się ktoś pytał albo miał jakieś wątpliwości. Takich tablic niewiele jeszcze jest w naszym kraju. Szkoda. Ale w Gorzupi jest. Od roku - gdy to mieszkańcy wybrali nowego sołtysa. - Staram się coś robić, skoro mnie już ludzie wybrali. Trzeba się w ich imieniu "użerać" z urzędnikami, bo inaczej nic by się nie zrobiło dla wsi - powiedział Marian Włosik, wielkopolski rolnik z dziada pradziada, gospodarujący dzisiaj na 18 hektarach ziemi. A gospodarzyć trudno, coraz trudniej.

Miało być rzepakowe eldorado
Tereny na styku województwa łódz kiego, opolskiego, dolnośląskiego i wielkopolskiego zawsze były zagłębiem rzepakowym. Nawet ktoś, kto się zupełnie na rolnictwie nie znał, a zdarzyło mu się w maju lecieć z Wrocławia do Warszawy czy Gdańska, widział z okien samolotu żółte, słoneczne plamy pośród zieleni zbóż i łąk. W tym roku takich żółtych plam pojawiło się o wiele więcej niż w latach ubiegłych.

- Jeszcze rok temu przychodzili do wsi tacy różni i powiadali, że trzeba siać rzepak, bo ruszy przemysł biopaliwowy. Unia wymaga, aby z roku na rok coraz więcej energii pochodziło ze źródeł odnawialnych i rolnicy uwierzyli - powiedział Marian Włosik. - Uwierzyli i zasiali. A ceny miały być dobre. Najpierw mówiło się o prawie 1200 zł za tonę, potem już tylko 1000 zł za tonę, a dzisiaj, jak ktoś sprzeda zakontraktowany rzepak po 850 zł, to już jest dobrze. A ten nie zakontraktowany, jak się uda go sprzedać, to już za 750 zł albo jeszcze za mniej. Gdyby ustawa biopaliwowa funkcjonowała, gdyby ruszyła produkcja biopaliw, sprawa byłaby zupełnie inna. To nie myśmy się pomylili, siejąc go o 30 procent więcej niż w poprzednich latach. To nas oszukano i innych oszukano, bo Aleksander Kwaśniewski nie podpisał ustawy biopaliwowej. Tak dba o unijne prawo, a kto zadba o nasze być albo nie być? Niemiec? - pytał Marian Włosik.

Nadwyżki zboża dla trzody chlewnej
Nikt nie ma wątpliwości - ceny oferowane za zboże są niskie. Gdyby nie urodzaj, byłaby to klęska dla wielu rolników, zwłaszcza dla tych hodujących trzodę chlewną. A większość rolników z wymienionych wyżej terenów hoduje świnie. Bywa i tak, że takie gospodarstwa hodowlane zboża nie sprzedają, a bywa, że jeszcze dokupują. Dlatego tegoroczny urodzaj na ziarno jest dla nich wybawieniem. W praktyce oznacza to niższe koszty paszy dla zwierząt. Jest to dla niektórych gospodarzy zajmujących się hodowlą świń jedyna i ostatnia deska ratunku - prawdziwa pomoc Boża podana tonącym w długach gospodarstwom. Niższe koszty paszy plus aktualnie dość dobre ceny żywca wieprzowego (średnio 4,50 zł za kg) dla części gospodarzy będzie szansą wyjścia "na prostą". Tylko kij ma dwa końce.

- Jeśli ludzie będą mieli dużo zboża i nie będą mogli go sprzedać po korzystnych cenach, to będą starali się to zboże skarmić. Może tak być, że w lutym znowu staniemy na drogach, bo żywiec będzie po 2,50 - przewiduje Marek Płócienniczak, rolnik z Gorzupi.

Moi rozmówcy nie wierzyli też w to, że żywiec w naszym kraju nie będzie już taki tani jak w ubiegłych latach, bo przecież Niemcy będą go kupowali, tak jak kupowali zaraz po wejściu Polski do UE. Jednak rolnicy mieli na to wiele argumentów: przemysł paszowy w ponad 70 procentach jest już opanowany przez kapitał zachodni, tak samo przemysł mięsny. Rolnicy już nie jeden raz stawali się przedmiotem gry potężnych korporacji, które są w stanie zachwiać rynkiem żywca wieprzowego. A powodów do takich rewolucyjnych zachowań jest wiele - chociażby chęć osiągnięcia jeszcze większych zysków i co za tym idzie - eliminowanie z produkcji części rolników, a z ocalałych uczynienie zwyczajnych nakładców, którzy będą zakładnikami wielkich korporacji jak np. Smithfeld Foods.

- Dobra jakość polskiej wieprzowiny wynika z tego, że istnieją także małe gospodarstwa, takie 5-10-hektarowe, w których hodowane są świnie w oparciu tylko i włącznie o własne pasze i nie ma całej tej wielkotowarowej chemii. Gdyby trzoda hodowana była tylko i wyłącznie w wielkich gospodarstwach towarowych, to wtedy - nie ma na to siły - takie mięso traci na jakości - zaznaczył Marian Włosik, hodowca trzody chlewnej.

Niestety to, co obserwują rolnicy w całej Polsce, jest nie tyle smutne, co raczej przerażające. Powoli, acz konsekwentnie, eliminuje się właśnie te małe gospodarstwa, które są gwarantem np. dobrej jakości mięsa wieprzowego. Rolnicy wiedzą, że konsekwentnie realizowana jest polityka wyniszczania polskiego rolnictwa, które za 15 lat może uzyskać zupełnie inny, obcy kształt.

Pan Bóg pobłogosławił - sypnęło zbożem
Do elewatorów w tym roku, co prawda nie ustawiają się tak długie kolejki jak w poprzednich latach. Dominują prawa wolnego rynku. Jeśli ktoś chce sprzedawać zboże już teraz, sprzedaje. Jeśli ktoś chce przechować i sprzedać po 1 listopada, proszę bardzo. Wolny wybór? Niezupełnie.

Wiele gospodarstw rolnych jest zadłużonych i trzeba spłacać raty. Ponadto godzinna usługa koszenia zboża kosztuje 200 zł. Drogo, bo drogie jest paliwo. Niekiedy rolnicy za usługi częściowo płacą słomą. W rejonach hodowli bydła i trzody chlewnej słoma jest bardzo potrzebna.

- Jakoś tak rolnicy wymieniają się tym, co mają i ratują się jak mogą. Ale to, co gubi często rolników, to nieokazywanie swoich kłopotów, aby przypadkiem sąsiad tego nie widział. A jak sąsiad nie widzi, to tym bardziej ci na górze z rządu niczego dostrzec nie będą mogli, ani nawet nie będą chcieli, bo i po co? Żeby przypadkiem coś dobrego dla tego sponiewieranego rolnika uczynić i od Unii po łapach dostać? - zastanawiał się wraz kolegą Marian Wąsik.

Ubiegłoroczna susza, przymrozki wiosenne sprzed dwóch lat niektórzy polscy gospodarze odczuwają do dzisiaj. Na własnej kieszeni. Niektórzy weszli w SAPARD, zaciągnęli kredyty. Niby maszyna na podwórku stoi, ale cały biznesplan nie sprawdził się, bo ceny za rzepak i zboże niskie jak nigdy dotąd. A sprzedać takiego nabytku nie można, trzeba ciułać grosz i spłacać. Dlatego rolnicy podjeżdżają do elewatorów i sprzedają zboże prosto z pól. Do olbrzymiego elewatora w Kępnie podjeżdżają przede wszystkim rolnicy z województwa opolskiego i dolnośląskiego - ziemie tam są lepsze niż w południowej części województwa łódzkiego czy wielkopolskiego. Nawet jak na te warunki płacą nieźle - 460 zł za tonę pszenicy konsumpcyjnej. Ale najczęściej podmioty skupowe płacą gorzej. Często pojawiają się nieznane firmy, ogłaszające się nawet na drzewach i wiejskich płotach. W czasie rozmowy z rolnikami zadzwoniliśmy do jednej z nich. Owszem, prosili aby przyjeżdżać ze zbożem. Płacą po 400 zł. Gdy Marian Włosik zapytał, dlaczego tak tanio, usłyszał, że w takim razie dorzucą po 20 zł za tonę. - W praktyce oznacza to jedno - przywieziesz zboże, a oni i tak wypłacą tyle, ile będą chcieli. Stosowany jest jeszcze jeden chwyt, tzw. numer na gluten. Biorą próbkę zboża z dostawy i za 5-10 minut dowiadujesz się, że ta partia zboża ma słabe parametry i mogą go kupić za tyle i tyle. Jak ci się nie podoba, to możesz wracać do domu. No to ludzie sprzedają to zboże, bo gdzie będzie człowiek czego szukał. Transport jest drogi. A czy ktoś widział, aby badanie próbki zboża przeprowadzić za 10 minut albo czy wpuszczą do laboratorium? Wszystko trzeba przyjmować na wiarę - podsumował Marek Płócienniczak.

Rolnicy wiedzą, że takie firmy znikąd nie wróżą nic dobrego. Przede wszystkim powstają po to, aby obniżać ceny na rynku i często tworzone są w mniej lub bardziej jawny sposób przez większe podmioty, które traktują te firmy jak swoje filie. Bywa, że znika firma wraz ze zbożem, a rolnicy zostają bez pieniędzy. Historii takich było aż nadto.

Przechowywanie zboża też wymaga specjalnych warunków i - jak się okazuje - bywa niebezpieczne. W okolicach Krotoszyna wydarzyła się tragedia. Nie wytrzymał obciążony zbożem strop budynku gospodarczego i przygniótł swoim ciężarem młodego rolnika. Zostawił żonę i dwójkę małych dzieci.

Ratowanie się rolników przed dyktatem cenowym wielkich korporacji okazuje się niekiedy fatalne w skutkach. Zresztą rolnicy są absolutnie przekonani o zmowie wielkich firm zbożowych i dlatego mają żal do ministra Olejniczaka, że jedno, co ma do powiedzenia w tej sprawie, to doradzanie, aby przechowywać zboże i czekać na interwencję państwa. Zresztą z tą interwencją też nie jest sprawa prosta, jakby się komuś spoza branży mogło wydawać. Aby sprzedać zboże w ramach interwencyjnego skupu zbóż, który ma rozpocząć się w listopadzie br., trzeba dostarczyć partię 80 ton jednorodnego ziarna. Jeśli przyjąć, że z 1 hektara zbiera się około 5-6 ton pszenicy, to rolnik musi sprzedać zboże z 16-15 hektarów. A co mają czynić rolnicy, którzy nie dysponują taką powierzchnią pól obsianych np. pszenicą? Zatem interwencja państwa adresowana jest do bardzo dużych gospodarstw, a nie dla średnich i małych. Moi rozmówcy są przekonani, że te wymagane 80 ton ziarna w jednej partii w ramach skupu interwencyjnego jest "niedoróbką" negocjatorów drużyny Danuty Huebner. Wymagana wielkość 80 ton zupełnie nie przystaje do realiów polskiego rolnictwa.

Pola zmieniają się z godziny na godzinę. Rolnicy robią podorywkę. Widać z daleka jak żółte ścierniska zmieniają się w orne grunty. Już najwyższy czas pomyśleć o siewie rzepaku ozimego. Czy i w tym roku polscy gospodarze obsieją ponad 400 tysięcy hektarów? Co ich czeka jesienią tego roku? Sprzedać zboże po cenach, które aktualnie oferują wielcy gracze jak Komorowski i inni, czy może wstrzymać się ze sprzedażą. Kto wie? Niepewność i ryzyko krok w krok idą za rolnikiem. W gruncie rzeczy opuszczonym, bez wsparcia, bez zrozumienia u wielu. A powinno być inaczej. Dzisiaj wiemy, że miał rację Prymas Tysiąclecia, gdy mówił już wiele lat temu, że nie tyle na przemysł, ile na rolnictwo Polska powinna stawiać.


POWIĄZANE

Projektowanie ogrodów to piękna pasja, a jednocześnie cenna umiejętność. Pozwala...

Jak na razie, jedynym dokumentem pod którym podpisała się strona rządowa są usta...

Parlament UE przyjął nowe przepisy, które sprawią, że opakowania staną się bardz...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę