Istnieje kilka powodów, dla których mieliśmy w styczniu najwyższą stopę bezrobocia od 13 lat – powiedział w wywiadzie dla "T" prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
Po pierwsze, spada zatrudnienie. Od 1998 r. liczba miejsc pracy zmniejsza
się, przez ostatnie trzy lata dość dramatycznie. W 2000 r. ubyło 436 tys. miejsc
pracy – to różnica miedzy utworzonymi a zlikwidowanymi miejscami – rok później
ubyło ich już 492 tys. W roku 2002, kiedy wszedł w życie program
"Przedsiębiorczość-Rozwój- Praca", z Badania Ekonomicznej Aktywności Ludności
wynikało, że ubyło 321 tys. miejsc pracy.
Drugą przyczyną
jest drugi powojenny wyż demograficzny, którego skutki odczuwamy właśnie na
rynku pracy – stwierdził prof. Lewicki.
Powiedział też, że we
wszystkich znanych mu badaniach oraz tych, które sam robił, przedsiębiorcy jako
najważniejszy powód zwalniania pracowników podają spadek popytu. Tymczasem przez
ten czas popyt krajowy zwiększył się o 2-3 proc. Tyle, że jest on zaspokajany
przez import. W ciągu dwóch poprzednich lat GUS podawał, że deficyt importowy
mieliśmy na poziomie 14 mld dol. Sprowadzamy do Polski proste produkty jak wózki
dziecięce czy guziki.
Moglibyśmy to produkować w kraju, tylko
się nie opłaca, bo import przy tym kursie walut jest korzystniejszy. Ale ten
wzrost popytu, który mógłby uchronić polskie przedsiębiorstwa, służy tworzeniu
miejsc pracy poza krajem.
Każdy miliard deficytu importowego
to ok. 100 tys. miejsc pracy. Prof. Lewicki podkreślił, że kiedy jednak podczas
ubiegłorocznej debaty budżetowej proponował ograniczenie tego deficytu o jedna
trzecią, czyli 4,6 mld zł, nikt z polityków nie był pomysłem zainteresowany,
choć efektem byłoby 460 tys. miejsc pracy w Polsce.