Po co nam, obywatelom lokalnych społeczności, inwestorzy, którzy uderzają w lokalny handel, pracownikom oferują grosze, łamią ich prawa, poniżają? Jakby tego było mało - w ofercie pomijają lokalnych producentów.
Protest pracowników toruńskiego Lidla po raz kolejny zwrócił uwagę na problem
sieci handlowych i supermarketów. Zwłaszcza te największe przykuwają uwagę
miejscowych handlowców i związków zawodowych. Korzystając z dramatycznej
sytuacji na rynku pracy płacą na ogół najniższe z możliwych pensji regularnie
rotując pracowników. Nic dziwnego, że praca hipermarketowej kasjerki stała się
symbolem najpodlejszej posady.
Świadectwo moralności
Jednak, zdaniem Krzysztofa Zgody z Biura Organizacji i Rozwoju NSZZ
Solidarność, nie należy uogólniać: - Z hipermarketami sprawa jest trudna i
związkom niełatwo się do nich wchodzi. Istnieją jednak sieci, w których sytuacja
wygląda inaczej. Nie można stawiać wszystkich hipermarketów w jednym
rzędzie.
A może zatem inaczej postawić pytanie. Zamiast: czy
hipermarket? zastanowić się - jaki hipermarket? Czy sieci hipermarketów powinny
wylegitymować się "świadectwem moralności" wobec lokalnych samorządów? Czy
powinny deklarować, że choćby niewielki procent ich asortymentu stanowić będą
wyroby lokalnych producentów?
- W obecnym stanie prawnym nie widzę
takich możliwości - mówi prezydent Torunia Michał Zaleski. - Jeśli
inwestor postępuje zgodnie z procedurami, nie możemy zablokować takiej
inwestycji. Ale pomysł wprowadzenia przepisu, który zniechęcałby takich
"nieproszonych gości" wydaje mi się godny uwagi. Nie wiem jednak, czy nie
kłóciłby się z konstytucyjnymi zasadami. Ale jeśli można było wprowadzić
ustawowe ograniczenia w lokalizacji sklepów o powierzchni powyżej 2 tys. metrów,
to być może i taki przepis można by rozważyć. Pod warunkiem, że decyzję
opiniowałby nie samorząd, ale różne organizacje, na przykład związki zawodowe
czy Izba Przemysłowo-Handlowa.
Kolejne etaty, kolejne
afery
Szef toruńskiej Izby Przemysłowo-Handlowej jest
zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozwiązania: - Gospodarce najlepiej służy
liberalizacja. Koncesje wydawane przez samorządy przyczyniłyby się do przyrostu
kolejnych urzędniczych etatów i kolejnych afer. Związki i konfederacje lokalnych
pracodawców mogą stosować lobbing na rzecz własnych interesów.
Zdaniem
Maksymowicza zmuszenie hipermarketów do sprzedawania lokalnych produktów byłoby
złamaniem przepisów o swobodzie zawierania umów handlowych. Identycznego zdania
jest Marcin Warczak z bydgoskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i
Konsumenta: - Takie obwarowania naruszyłyby wolność gospodarczą. Dlaczego
obarczać nimi jedne podmioty, a inne nie?
Konstytucjonalista,
profesor Stanisław Gebethner jest przeciwnego zdania : - Odpowiednio
skonstruowany przepis mógłby z powodzeniem się utrzymać. Nie widzę przeszkód,
aby lokalne samorządy miały decydować jakich inwestorów u siebie nie chcą.
Według prof. Gebethnera związki zawodowe jako organizacja społeczna byłyby
naturalnym ciałem doradczym dla samorządów.
Na kłopoty
PIP
Za ustawą chroniącą lokalne społeczności przed łamiącymi
prawa pracy koncernami byłby w stanie opowiedzieć się również Jan Wyrowiński z
toruńskiej Platformy Obywatelskiej: - Pod jednym warunkiem - że ciałem doradczym
byłaby Państwowa Inspekcja Pracy, a nie związki i inne organizacje, którym ktoś
mógłby zarzucić załatwianie własnych interesów i porachunków.
-
Państwowa Inspekcja Pracy ma wystarczające uprawnienia - twierdzi poseł
SDPL Anna Bańkowska. - Wystarczy, aby ich używała na przykład obliczając czy
ilość pracowników pokrywa czas realnej pracy. Dalej idące uprawnienia byłyby
fatamorganą prawną.
Krzysztof Zgoda z Solidarności obserwując
codzienność w supermarketach zauważa, że PIP nigdy nie będzie w stanie
skutecznie przeciwstawić się nadużyciom pracodawców. - Inspektorzy
przychodzą już po fakcie, a jeśli nie ma związków zawodowych, stykają się
milczeniem pracowników.
Niech wnoszą
kontrybucje
Czy to możliwe, abyśmy robili zakupy w
hipermarketach, w których nie nęka się, ani nie oszukuje pracowników? Czy
mieszkańcy kujawsko-pomorskiego będą mogli kupić w hipermarkecie - obok
produktów Wedla - toruńskie pierniki i cukierki z Jutrzenki, albo - obok
niemieckich - farby z włocławskiego Nobilesu?
- Inicjatywa jest jak
najbardziej słuszna - uważa Waldemar Topolski, dyrektor d.s. sprzedaży
włocławskiej fabryki Rieder Foods (Delecta). - Hipermarkety wprowadzają na
swoje półki świeże towary lokalne, ponieważ to najtaniej wychodzi. Ale
wprowadzenie do sprzedaży również innych produktów lokalnych byłoby słuszną
kontrybucją na rzecz lokalnego rozwoju.